Lillian
-Nie no trzymajcie mnie, bo
zaraz mu genitalia odetnę! – warczałam widząc Nowakowskiego. – Zabije go gołymi
rękami!
-Lillian spokojnie! – Winiarski
złapał za mą rękę.
-Jak spokojnie? Jak spokojnie?!
Przez tego pajaca moja przyjaciółka prawie zginęła. Pizda jedna!
Nie mogłam się powstrzymać. Gdy
tylko na chwilę pomyślałam, że Kurek mógł nie zdążyć… Szlag mnie trafiał. A
teraz proszę, Nowakowski podszedł do mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie –
warknęłam złowrogo.
-Chcesz mnie zabić, proszę
bardzo – powiedział skruszonym głosem. Myślał, że mu wybaczę? No way! – Nie mam
przed czym się bronić. Jestem kretynem.
-Przyznaję fakt, ale i tak Ci
przypierdzielę.
I walnęłam go z całej siły w
triceps. Syknął z bólu ale trzymał się.
-Dajcie już spokój! – Zbyszek
stanął obok mnie. – Liliann złość piękności szkodzi.
-Tobie też mam zapierdzielić? A
z resztą, dlaczego nie ubierzesz spodni, tylko w tych ohydnych slipach latasz?!
-Przecież fajnie w nich
wyglądam.
-Ja bym Ciebie nie tknęła nawet
patykiem. A bez nich to szczególnie.
Popatrzyłam na zielonookiego,
który lekko zmieszany odszedł. Widziałam także Kubiaka, który obdarzył go zawistnym
spojrzeniem. Zaraz potem go dogonił.
-Masz
mi coś do powiedzenia?! – warknął. – Tak, Ty Bartman.
-Nie
wiem o co Ci chodzi.
-Dobrze
wiedziałeś, że mi zależy, a specjalnie puściłeś plotkę! Jesteś pajacem!
-Tak?
– fuknął Zbigniew. – To Ty zamiast się porządnie do niej dobrać, latasz jak
jakiś ratlerek, z jęzorem na wierzchu i dajesz sobą pomiatać. Taki pantofel, aż
dziwne, że jeszcze nie zrozumiała, co do niej czujesz!
-O
czym Ty gadasz?! – Kubiak rzucił plastikową butelką o czerwoną hotelową
wykładzinę. – Nie jestem jej lokajem. Poza tym nie wtrącaj się w moje życie
uczuciowe.
-Twoje
życie uczuciowe?! – Zbyszek syknął i trzasnął drzwiami przed twarzą Kubiaka.
-Jesteś
pojebany!
Michał
uderzył w hotelowe drzwi, ale odpowiedziało mu tylko echo. Obrócił się na
pięcie, skierował się do schodów i wyszedł z hotelu. Nie patrzył gdzie idzie,
nie zważał na przechodniów, turystów, czy pracowników pobliskich sklepów
pamiątkowych. Zbiegł po drewnianych, wbitych w klif, schodach. Ściągnął japonki
i bosymi stopami przemierzył piasek. Może Bartman rzeczywiście miał racje? Może
on – Michał Kubiak, był zbyt miękki. Wcześniej potrafił nie jedno nawojować w
nocy na imprezie. Zawsze wracał na tarczy, z plikami wizytówek, kilkoma śladami
po szmince, a nawet z pustą przegródką na kondony.
Jednak
Lilian była inna niż wcześniej poznane mu kobiety. Była uosobieniem waleczności,
trudnego charakteru i nieraz zastanawiał się, czy przypadkiem nie widzi w niej
siebie? Atrakcyjna brunetka, o egzotycznych rysach, taka drobna, a jednocześnie
silna.
Uśmiechnął
się patrząc w dal, poza horyzont zachodzącego już słońca. Czy to właśnie ta
kobieta zawróciła mu w łowie? Czy Bartman nie miał racji i zrobiłby dla niej
wszystko?
Wieść o rozgrywkach plażowych
rozniosła się niczym odgłos dzwonka winiarskiego telefonu. Jakaś znana polska
melodia wywołała u mnie napad śmiechu, bo zaczynała się od chrząkania świni.
-To co robimy z tym turniejem? –
zapytał Kurek – Jestem za graniem mixtów.
-Ty Kurcio nie bądź taki hop do
przodu, bo Ci z tyłu braknie. – Igła zmierzwił mu włosy. – A to pies na baby
jesteś.
-Ja też chcę grać mixty. –
Kubiak powrócił do hotelu. – W sumie może być ciekawie.
I ni sąd ni zowąd zaczęli się kłócić,
kto kogo bierze. Nawet Tośka miała dosyć. Postanowiliśmy, że najlepiej będzie
wylosować swoją drugą połówkę. Bo regulamin gry przewidział pary mieszane i
pary normalne. Na jaskrawo żółtych karteczkach rozpisaliśmy 4 osoby: TOŚKA,
IGŁA, BARTMAN, LILLIAN. Nie wiedziałam z kim przyjdzie mi grać. Pierwszy
podszedł Winiarski i wyciągnąwszy ze szklanego naczynka, które dali nam na
stołówce, odczytał nazwisko Bartmana. Następnie Nowakowski wylosował, ku
swojemu niezadowoleniu Igłę. Zajączek tylko tupnął nogą i się zaśmiał.
-Spoko Pieter. Będziesz miał ze
mną jak w raju.
-Już się boję Ignaczak. Już się
boję.
Nie wiedziałam, czy moje szczęście
się wykaże, ale natrafiłam na Kubiaka. Nie wiedząc o co mu wcześniej chodziło
nie ucieszyłam się, ani nie poskoczyłam.
-No fajnie.
-Entuzjazm widzę w Twoich
oczach – mruknął i zbliżył się.
-Już przeszedł Ci za wczesny
PMS? – nawrzeszczałam, tak, że inni słyszeli.
-Powiedzmy, że miałem słabsze
momenty.
Nie chciałam tego słuchać, więc
wyrwałam mu się z objęcia i pobiegłam do góry do pokoju. W końcu będę musiała
się przebrać i przypomnieć sobie jak się gra.
#
Tosia
Z
kartą
pobytu
w
dłoni
udałam
się
do
hotelowej
restauracji,
aby
zjeść
obiad.
Byłam
sama.
Lillian
pognała
na
plażę
z
kilkoma
chłopakami,
żeby
potrenować
przed
turniejem,
do
którego
zostało jeszcze
trochę
czasu.
Było
mi
trochę
smutno
z
tego
powodu,
bo
przecież
razem
przyjechałyśmy
tutaj
na
wakacje,
a
do
tej
pory
więcej
czasu
spędziłyśmy
osobno
niż
razem.
Chciałabym
pójść
z
nią
na
spacer
czy
na
plażę
i
porozmawiać
jak
dawniej.
Brakowało
mi
jej
i
czułam
się
trochę
zagubiona
wśród
tego
wszystkiego
na
obczyźnie.
–
Hej,
młoda!
Co
tam
smutasz?
–
odezwał
się
nagle
Krzysiek,
wyrywając
mnie
z
letargu.
Podskoczyłam
przestraszona
i
rozejrzałam
się
dookoła,
na
chwilę
tracąc
orientację.
–
Dzień
dobry
–
odpowiedziałam
spokojnie,
prostując
plecy.
Nie
wiedziałam,
co
dalej
mówić,
więc
popatrzyłam
na
niego
przez
parę
sekund,
a
potem
odwróciłam
wzrok
i
zajęłam
się
zimną
zupą.
–
Mogę
się
przysiąść?
–
Oczywiście.
–
Zawsze
jesteś
taka
cicha?
–
zapytał
Ignaczak
po
chwili,
kiedy
kelner
przyjął
jego
zamówienie,
a
ja
ani
razu
nie
otworzyłam
ust.
–
Przeważnie...
Chyba
tak
– przyznałam,
patrząc
na
równo
ułożone
ładne
serwetki.
–
Chyba?
To
nie
jesteś
pewna?
–
W
tonie
jego
głosu
słyszałam,
że
się
uśmiecha.
Odważyłam
się
zerknąć
na
jego
twarz,
którą
rozjaśniał
promienny
uśmiech.
Wcale
ze
mnie
nie
drwił
ani
nie
znęcał
się
nade
mną
z
tego
powodu,
że
zmarnował
parę
godzin
na
szukanie
mnie,
zamiast
odpoczywać.
Przegryzłam
wargę,
przechyliłam
głowę
i
nieznacznie
wzruszyłam
ramionami.
Mimo
że
domyślałam
się,
że
przy
nim
nic
mi
z
jego
strony
nie
grozi,
czułam
się
skrępowana
w
jego
towarzystwie.
–
Mam
ochotę
wykręcić
jakiś
numer,
ale
nie
wiem
komu
– wyznał
po
chwili.
Uśmiechnęłam
się
do
niego,
kiwając
głową,
jednocześnie
szukając
osoby,
która
mogłaby
zostać
ofiarą
żartu
Ignaczaka.
Nie
wiem
dlaczego,
ale
od
razu
przed
oczami
pojawił
mi
się
Nowakowski
stojący po
kolana
w
bagnie.
–
Jeśli
będę
mogła
się
na
coś
przydać,
to
chętnie
pomogę,
bo
trochę
tu
nudno.
Tylko
nic
chamskiego
– ostrzegłam.
Mężczyźnie
zaświeciły
się
oczy.
Kazał
mi
szybko
dokończyć
drugie
danie.
Zaprowadził
mnie
do
pokoju
sześćdziesiąt
siedem,
który
dzielił
z
Winiarskim.
Zamknął
od
środka
drzwi
i
zaczęliśmy
wymyślać
nasz
szczwany
plan.
Kiedy
wszystko
mieliśmy
omówione,
wyszliśmy
na
korytarz.
Krzysiek
nagle
objął
mnie
po
przyjacielsku
ramieniem,
jakby
znał
mnie
tysiąc
lat,
a
sekundę
później
na
korytarzu
pojawił
się
Nowakowski.
Stłumiłam
warknięcie.
–
Piter,
cioto!
Dobrze,
że
cię
widzę.
Jesteś
mi
potrzebny
– oznajmił,
pstrykając
palcami,
gdy
powiedział
cioto.
Uśmiechnęłam
się,
odwracając
głowę
w
drugą
stronę.
– A
niby
po
co?
–
Pocą
to
ci
się
nogi
nocą.
Nie
zadawaj
głupich
pytań,
tylko
chodź
z
nami.
Odważyłam
się
spojrzeć
na
blondyna.
Miał
niewyraźną
minę,
a
gdy
nasze
spojrzenia
się
spotkały,
ujrzałam
w
nich
żal.
Zdziwiłam
się,
bo
spodziewałam
się
pogardy
i
odrazy,
ale
nie
skruchy.
Odnaleźliśmy
po
drodze
Bartka
i
wyszliśmy
na
plażę.
–
To
głupi
pomysł
z
tą
siatkówką
– powiedziałam,
gdy
podeszliśmy
do
pustego
boiska.
– A
to
niby
dlaczego?
–
spytał
Krzysiek.
–
Bo
ja
nie
umiem
grać.
–
Lillian
mówiła,
że
grałaś
kiedyś
– zauważył
czujnie
Bartek.
–
Lillian
mówi
różne
rzeczy,
nie
wszystkie
są
prawdą.
–
Czyli,
co?
Nie
grałaś?
–
dopytywał
Kurek.
–
Grałam,
ale
to
było
w
podstawówce.
Teraz
nawet
nie
pamiętam,
jak
odbija
się
piłkę.
–
Wywróciłam
oczami.
Bartek
zatopił
się
w
myślach,
drapiąc
się
po
ogolonym
podbródku.
Nowakowski
wyciągnął
dwie
piłki
z
plecaka
Ignaczaka,
a
sam
libero,
gdy
nikt
nie
patrzył,
puścił
dyskretne
oczko.
To
znaczyło,
że
wszystko
szło
zgodnie
z
planem.
–
To
nic
trudnego.
Szybko
się
nauczysz
– stwierdził
w
końcu
Bartek
i
wziął
jedną
piłkę
od
Nowakowskiego.
Nadal
trudno
było
mi
go
nazywać
po
imieniu,
nawet
w
myślach.
–
Tak,
łatwo
ci
mówić,
skoro
grasz
zawodowo
– mruknęłam
kąśliwie,
kończąc
wsmarowywać
krem
ochronny
w
nogi.
–
Ale
to
naprawdę
jest
dziecinnie
proste,
popatrz.
Bartek
wziął
Nowakowskiego
na
bok
i
rzucił
mu
piłkę.
Tłumacząc,
jaką
postawę
powinno
się
przyjąć
i
jak
układać
ramiona
oraz
palce
itp.,
polecił
Nowakowskiemu,
aby
odbił
do
niego
piłkę.
Potem
przez
chwilkę
odbijali
ją
w
parze
i
Bartek
cały
czas
gadał.
Ja,
bardzo
zainteresowana,
oczywiście
chłonęłam
każde
jego
słowo
jak
odświeżacz
powietrza
brzydki
zapach
w
łazience.
Tylko
dwa
razy
wymknęło
mi
się
ziewnięcie,
ale
tak
ogólnie
starałam
się
ukrywać
je
(te
ziewnięcia),
niby
drapiąc
się
po
twarzy.
–
Bartek,
niżej
na
nogach!
–
zawołał
Ignaczak,
podchodząc
do
mnie,
co
trochę
nie
zbyło
zgodne
z
planem.
Gdy
ukradkiem
rzuciłam
mu
zdziwione
spojrzenie,
szepnął,
że
dalej
trzyma
się
naszego pomysłu
– nic
się
nie
zmieniło.
–
Dobra,
chyba
już
ogarniasz
mniej
więcej,
o
co
chodzi.
Dużo
też
nauczysz
się
z
obserwacji
– powiedział
Kurek
z
uśmiechem,
podchodząc
do
mnie.
–
Tak,
na
pewno
– zapewniłam.
–
Tylko
dlaczego
mam
się
uczyć
przy
tak
dużej
publiczności?
–
Wskazałam
ręką
na
znajdujących
się
plażowiczów
dookoła.
–
Sorry,
źle
to
ujęłam.
Nie
uczyć
tylko
kompromitować.
–
Daj
spokój.
Na
pewno
nie
pójdzie
ci
tak
źle.
Poszło.
Po
godzinie
wściekły
Bartek
rzucił
swoją
czapką
z
daszkiem
o
piasek
i
odmaszerował,
rzucając
pod
moim
adresem
magiczne
zaklęcia
w
języku
łaciny
podwórkowej.
Nowakowski
popatrzył
tylko
z
żalem
i
współczuciem
w
moją
stronę,
co
kompletnie
nie
pasowało
do
jego
buntowniczej
natury.
Posłał
mi
krzywy
nieśmiały
uśmiech
i
pognał
na
Bartkiem.
–
Dobra
robota
– szepnął
Krzysiek,
przyjacielsko
poklepując
mnie
po
ramieniu,
chociaż
widziałam
w
jego
oczach,
że
miał
ochotę
skakać
z
radości.
–
Tak
myślisz?
–
zapytałam.
–
Kurczę,
nie
sadziłam,
że
tak
trudno
będzie
udawać
tępą
idiotkę
– zachichotałam.
–
Serio,
świetnie
ci
poszło.
Gdybym
nie
wiedział,
że
udajesz,
na
prawdę
pomyślałbym,
że
jesteś
taką
łajzą.
–
Ścisnął
moje
ramię,
a
ja
odsunęłam
się
trochę
od
niego,
bo
czułam
się
niezręcznie.
Za
często
mnie
przytulał.
Wiedziałam,
że
ma
żonę,
dzieci
i
nie
ma
w
stosunku
do
mnie
niecnych
zamiarów,
ale
mimo
wszystko
czułam
się
swobodniej,
gdy
był
chociaż
krok
dalej.
Oczywiście
nie
byłabym
sobą,
gdybym
nie
spiekła
się
na
słońcu.
Krzywiąc
się,
oglądałam
swoje
ramiona
w
lustrze
w
łazience,
modląc
się
tylko
o
to,
aby
nie
powstały
te
okropne
pęcherze
i
nie
schodziła
mi
skóra.
Chyba
muszę
poszukać
nowego
kremu
do
opalania.
Zmieniłam
stanik
na
wiązaną
górę
od
bikini,
która
nie
wiem
skąd
wzięła
się
w
mojej
walizce
– sama
z
własnej
woli
bym
jej
nie
spakowała.
Posmarowałam
czerwone
miejsca
kojącym
kremem
i
zamoczyłam
ręcznik
w
zimnej
wodzie,
który
wycisnęłam
i
położyłam
na
ramiona.
Z
kieszonkową
wersją
„Kim
byłbym
bez
Ciebie?”
Musso,
którą upolowałam w Stokrotce,
ulokowałam
się
na
łóżku
i
pogrążyłam
się
w
lekturze,
czekając
na
Lillian
i
mając
jednocześnie
nadzieję,
że
nie
wpadnie
na
pomysł,
żeby
wpaść
tutaj
z
kimś.
To
byłoby
okropnie
krępujące
dla
mnie
i
wstrząsające
przeżycie
dla
gościa,
gdyby
zobaczył
mnie
bez
bluzki
– nie
codziennie
widuje
się
niemal
nagie
hipopotamy
w
ludzkiej
skórze.
Godzinę
później
wróciła
Lillian
i
była
autentycznie
zdziwiona,
że
zastała
mnie
śpiącą
na
łóżku
z
książką
w
dłoni.
Okazało
się,
że
też
mnie
szukała.
Szybko
ogarnęłyśmy
się
i
ruszyłyśmy
na
miasto.
Zwiedziłyśmy
kilka
ciekawych
miejsc,
zrobiłyśmy
chyba
z
tysiąc
zdjęć,
a
na
koniec
postawiłyśmy
się
napić
czegoś
w
barze
na
plaży.
Jak
na
grzeczne
dziewczynki
przystało
zamówiłyśmy
sobie
soczki
i
rozmawiałyśmy
o
minionym
dniu.
W
pewnym
momencie
kelner
przysunął
mi
kolorowego
drinka.
Spojrzałam
na
niego
zdziwiona.
–
Ja
tego
nie
zamawiałam
– zaprotestowałam.
–
To
od
tamtego
ziomka.
–
Wskazał
na
opalonego
czarnowłosego
jegomościa,
który
uśmiechnął
się
do
mnie
szeroko
i
pomachał
radośnie,
gdy
spojrzałam
w
jego
stronę.
–
Nie
mam
zamiaru
tego
pić
– szepnęłam
do
Lillian,
która
obserwowała
mnie
uważnie
z
nad
okularów.
–
A
co
jeśli
dosypał
tam
jakieś
gówno.
Pigułkę
gwałtu
albo
coś?
–
zapytałam,
wąchając
drinka.
–
Nawet
jeśli,
to
nie
wyczujesz
jej.
Koleś
cię
zwyczajnie
podrywa.
–
Trąciła
mnie
ze
śmiechem
ramieniem.
–
Och,
moja
Tosieńka
dorasta
– westchnęła wzruszona i wytarmosiła moje policzki.
– Nie wypiję tego
– powtórzyłam z krzywą miną.
– Boże, Tośka.
Jesteśmy na wakacjach, wyluzuj – jęknęła zdegustowana moją
postawą. – Idę poszukać łazienki, strasznie chce mi się siku.
Pójdziesz ze mną?
– Nie, ja
popilnuję naszych napojów.
– No tak, bo
tamten ziomek pod naszą nieobecność dosypie nam tam czegoś. –
Przekrzywiła głowę, zerkając na mnie przez ramię, i pokręciła
nią. Wiedziałam, że zastanawia się, co ze mną nie tak.
I wiecie co? Na
Belzebuba, Lucyfera i inne diabły, których imion nie pamiętam,
przeklinam tego cholernego ziomka! Wiedziałam, po prostu wiedziałam,
że przyszedł tu wykorzystać jakąś niewiastę. To co, że ma
takie ładne kruczoczarne potargane włosy, nieziemski uśmiech i
idealnie wyrzeźbiony kaloryfer na brzuchu? Na pewno przyszedł tutaj
złamać serce jakiejś naiwnej dziewczynie, no i znalazł mnie. Ale
ja się tak łatwo nie dam. Co to, to nie!
I ok, wyśmiejcie
mnie – macie na to moją zgodę. Zaczęłam uciekać. Kiedy tylko
ziomek dostrzegł, że zostałam sama, od razu chciał wykorzystać
okazję i podejść do mnie, uciekłam. Dosłownie. Biegiem.
– Hey, beauty! –
zawołał jeszcze, a ja zniknęłam za zakrętem. Wpadłam do hallu
recepcyjnego jak Łajka wystrzelona w kosmos i poprosiłam moją
ulubioną recepcjonistkę o kartę magnetyczną do pokoju 69.
Wiadomo, stres i
zdenerwowanie nie są zbyt dobre dla zdrowia, więc pobiegłam
schodami, aby sobie trochę poprawić samopoczucie. Tylko jak tutaj
mówić o zdrowiu, kiedy na każdym kroku czeka na mnie stresująca
sytuacja?
Wpadłam na swoje
piętro i czym prędzej pobiegłam pod drzwi swojego pokoju, ale nie
mogłam trafić kartą do otworu, więc oparłam się czołem o zimną
ścianę i wzięłam głęboki oddech. Gdy uniosłam głowę, kątem
oka dostrzegłam zamieszanie pod pokojem 65. Z duszą na ramieniu
spojrzałam tam i natychmiast odwróciłam wzrok.
Nowakowski walił
pięścią w drzwi i może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego,
gdyby nie był nagi jak Pan Bóg go stworzył, a biały ręcznik nie
leżał u jego stóp.
Krzyknęłam
przerażona i czym prędzej czmychnęłam do pokoju, zamykając się
od środka.
Zdecydowanie za dużo
wrażeń jak na jeden dzień. Zdecydowanie za dużo.
Kajdi: Co Was tu tak mało?! Czyżbyście zapomnieli o nas? Poza tym jaram się bo spotkałam dzisiaj naszych siatkarzy, wczoraj amerykańskich, a w sobotę idę na mecz. najważniejszy chyba.
Antosia: Witajcie! :) Trochę nam zeszło z pisaniem, ale miewałyśmy dłuższe przerwy przecież. Czyżbyśmy Was tylko zanudzały? Prosimy o komentarze! Na prawdę chcemy wiedzieć czy jest jeszcze sens pisać :)
Kajdi: Co Was tu tak mało?! Czyżbyście zapomnieli o nas? Poza tym jaram się bo spotkałam dzisiaj naszych siatkarzy, wczoraj amerykańskich, a w sobotę idę na mecz. najważniejszy chyba.
Antosia: Witajcie! :) Trochę nam zeszło z pisaniem, ale miewałyśmy dłuższe przerwy przecież. Czyżbyśmy Was tylko zanudzały? Prosimy o komentarze! Na prawdę chcemy wiedzieć czy jest jeszcze sens pisać :)