poniedziałek, 6 stycznia 2014

#prolog

#Lilian;
Wszystko ma swój początek i koniec. Tak musi być i nic nie można poradzić. Czasami patrząc w lustro, zastanawiam się, dlaczego mnie los spotkał, taki a nie inny? Dlaczego zamiast kosmetyczki z cieniami i kilkunastoma egzemplarzami błyszczyków do ust, jak u każdej normalniej nastolatki, pozostała igła i strzykawka? Strzykawka w której znajduje się insulina.
Obecnie mam dwadzieścia dwa lata. Wtedy miałam dwanaście. Przez dziesięć lat nauczyłam się żyć z tym. Jestem chora na cukrzycę typu 1. Dlaczego to mi się przytrafiła, skoro obejmuje tylko 8% zachorowań na cukrzycę. Z tego „ciemnego” okresu pamiętam tylko nudności, zasłabnięcia, senności i ten okropny ból.
Do szpitala trafiłam na ostry dyżur. Zrobiono mi po kolei wszystkie badania, by w ostateczności zakomunikować rodzicom, że ich jedyna córka zachorowała na cukrzycę młodzieńczą. Super perspektywa. Moja matka nie odstawała mego łóżka na krok, wzięła urlop w pracy, a ojciec, znany i ceniony adwokat, brał jeszcze mniej spraw. Właśnie w tamtym momencie postanowiłam zostać lekarzem. O ile dożyję.
Kolejny raz od paru dni siedziałam nad notatkami i szykowałam się do egzaminu końcowego. Drugi rok medycyny na miejscowym, prestiżowym uniwerku dobiegał końca, a mi pozostało do wkucia trzydzieści pięć kartek zapisanego zeszytu A4.
– Dasz radę Lillian – wmawiałam sobie co chwila, byle tylko w to wierzyć. Dochodziła godzina dziesiąta i poczułam ten okropny ból. Wiedziałam, że zaraz sięgnę po torebkę i wyciągnę przyrząd, dzięki któremu wciąż pozostałam przy życiu. Nie obrzydzała mnie strzykawka, a znieczulenie na widok krwi minął, gdy miałam lat trzynaście. Przyzwyczaiłam się.
Jednak tym razem insulina nie pomogła. Poczułam ciekłą, lepką maź w okolicach ust i mechanicznie przyłożyłam rękę do nosa. Jak oparzona podniosłam się z salonowej kanapy i w wiszącym naprzeciw lustrze dostrzegłam wydobywającą się z nozdrzy szkarłatną krew. Oprócz krwotoku z nosa, zaczęłam krwawić z ust i po niecałych trzydziestu pięciu minutach leżałam w szpitalu. Kolejny raz w ciągu dziesięciu lat. Kolejny i pewnie nie ostatni.
Z tamtego feralnego okresu jedynym, co tak naprawdę mogło mi się dobrego przytrafić, to zapoznanie się z dziewczyną, która mnie rozumiała. Z którą mogłam porozmawiać o tym jak mi ciężko, jak bardzo chcę być zdrowa. W sumie to Tośka pozwoliła mi uwierzyć, że jeszcze można chcieć żyć.




#Tośka;
Tosia to wbrew pozorom nie zdrobniała nazwa laptopa marki Toshiba ani sklep internetowy dla dzieci. Tosia to imię pewniej blondwłosej niewiasty o błękitnym spojrzeniu. Tosia to ja.
Gdy byłam dzieckiem, bardzo lubiłam grać w siatkówkę. Moja mama była trenerką, więc często zabierała mnie ze sobą na treningi. Z biegiem czasu pozwalała mi grać razem z dziewczynami. To dzięki niej pokochałam ten wspaniały sport, bez którego nie mogłam normalnie funkcjonować. Volley Warsaw to mój pierwszy i jednocześnie ostatni klub w którym grałam prawie 10 lat.
W klasie maturalnej dowiedziałam się, że moja rodzicielka ma raka. Pamiętam, że to był bardzo intensywny okres w moim życiu. Matura, choroba mamy i ważny mecz, który decydował o naszym awansie do II ligi. Zrezygnowałam z gry do czasu aż mama wyzdrowieje. Zawsze od razu po skończonych lekcjach szłam do szpitala i spędzałam z nią jak najwięcej czasu, a po nocach nadrabiałam zaległości.
Pewnego razu jak co dzień przyszłam odwiedzić mamę. Nie mówiłam tego nikomu, ale pękało mi serce, gdy widziałam jak z dnia na dzień uchodzi z niej życie. Była coraz słabsza, jej skóra chłodniejsza, ale oczy – one ciągle patrzy na mnie z niewyobrażalną miłością. Przyniosłam jej mandarynki, sok jabłkowy i nowe książki. Rozmawialiśmy. Delikatnie trzymała mnie za rękę. W pewnym momencie powiedziała, że mnie kocha i chciałaby, żebym spełniła swoje marzenie – żebym została siatkarką z prawdziwego zdarzenia. Uścisk dłoni zelżał, a aparatura monitorująca pracę serca zaczęła przeraźliwie piszczeć.
Spanikowałam. Szybko przyłożyłam policzek do jej nosa, kątem oka obserwując klatkę piersiową. Nie poczułam jej oddechu na skórze, a i pierś nie unosiła się tak jak powinna. Wołałam jakiegoś lekarza, jednocześnie rozpoczynając uciskanie klatki piersiowej. Reanimacja trwała prawie pół godziny, niestety nie przyniosła oczekiwanych skutków. Wyczerpana opadłam z sił obok niej i rozpłakałam się. Przytuliłam się do jej ciała, żałośnie powtarzając, że ona nie mogła umrzeć. Moja mama. Ona musiała żyć.
Po 5 latach od jej śmierci studiuję filologię angielską. Za każdym razem, kiedy wyjeżdżam za granicę do pracy, mam okropne wyrzuty sumienia, że zostawiam tatę samego. Mieliśmy tylko siebie, a ja zamiast być z nim, hulałam po Wielkiej Brytanii i Bóg wie gdzie jeszcze, a on siedział sam w Polsce. Cały czas powtarzał, żebym się nim aż tak nie przejmowała, bo był już dorosły, ale ja bałam się go stracić jak mamę.
Długo myślałam nad wyjazdem do Stanów. Chciałam poznać kulturę amerykańską, ale nie mogłam zostawić ojca samego. Ostatecznie zgodziłam się na wyjazd i wcale tego nie żałuję.
Pewnego dnia poznałam Lilian. Dzięki niej zaczęłam żyć na nowo. Pewnie tego nie wie, ale zapaliła światełko nadziei w moim sercu. Gdy dowiedziałam się o jej chorobie, nie mogłam jej zostawić. Bardzo się do niej przywiązałam i bałam się, że stracę kolejną osobę, na której mi zależało. Kiedy insulina nie pomagała i trafiała do szpitala, potrafiłam przepłakać całą noc w modlitwie prosząc boga o zdrowie dla Lili. Cieszę się, że spotkałam kogoś takiego jak ona. Daje mi siłę, wiarę i upierdliwie namawia mnie do powrotu do gry. Ma wady jak każdy, ale jest najlepszą przyjaciółką na ziemi. I nawet jej choroba tego nie zmieni.



Kajdi.: Dziękuję Jagodzie za współpracę. Dziękuję, że mimo wszystko podjęła się tego duetu. I mam nadzieję, że ten niezbyt długi prolog mimo wszystko przypadnie do gustu. :)
Jagoda: Ja też dziękuję Kajdi. że zgodziła się ze mną pisać i również mam nadzieję, że prolog się Wam spodoba. Nie znamy konkretnej daty, kiedy pojawi się pierwszy rozdział, ale odpowiednia zakładka jest do Waszej dyspozycji. Na pewno nikt nie zostanie pominięty!
No to ten, nie przedłużając, zachęcamy do czytania i komentowania. :)

12 komentarzy:

  1. No to tak...
    Mam nadzieje, że w dalszych częściach będzie trochę więcej pozytywizmu niż jest w tym prologu.
    No cóż. Dziewczyny życzę weny i zgodności wpisaniu :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się prolog. Mam nadzieję, że szybko pojawi się następny rozdział. ;) Życzę wam udanej współpracy, oby było nadal tak świetnie. :D

    http://kazda-droga-wymaga-poswiecen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cukrzyca to okropna choroba, współczuję ludziom, których dotknęła. ; )
    Zaczyna się bardzo ciekawie. Czekam na więcej
    i życzę owocnej współpracy.
    Pozdrawiam. ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się ciekawie, pomimo dramatycznych okoliczności poznania się bohaterek i choroby Lili. Tosia wiele przeszła w życiu, straciła mamę, ale ma dla kogo żyć. Razem przyjaciółki są w stanie zrobić wszystko! :)
    Będę na pewno :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada sie ciekawie :)
    Podacie mi wykonawce tej piosenki ? Jest super :P
    Życzę dalszych sukcesów w pisaniu ;D :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem, już komentuję. Zaniechanie z mojej strony, wybaczcie ;)
    Szkoda mi tych dziewczyn. Obie wiele przeszły. Ciężko mi cokolwiek napisać, bo już z samym prologiem wryłyście mi się głęboko do serca. Wszystko przeżywam jakby to był co najmniej środek całej historii, a to dopiero jej mały początek.
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Trzymajcie się ciepło :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi się podoba ten prolog. Jest w nim opisanych wiele różnych uczuć. I trzeba przyznać że obydwie bohaterki pomimo młodego wieku bardzo wiele przeszły. Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem chociaż już dawno przeczytałam.

    Szkada mi obu dziewczyn, lecz gołym okiem widać, ze jest w nich wielka siła. Mam nadzieję, że znajdą kogoś kto w mniejszym lub większym stopniu uśmierzy im trochę tego bólu, cierpienia.

    Ten prolog zapadnie mi na długo w pamięci.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. No muszę przyznać, że spisałyście się świetnie. Prolog ma zachęcić i zaciekawić - a Wasz taki dokładnie był. Dwie odrębne historie, ale w życiu Tosi czy Lilki w pewnym momencie świat się zawalił - Cukrzyca, śmierć matki..

    Informujcie na gg, wpisałam się do zakładki :)
    Pozdrawiam, bezduszna :*

    OdpowiedzUsuń
  10. fajny blog ;)
    zapraszam do siebie
    http://w--ciszy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Na początku gdy zaczęłam czytać na moment poprzestałam,żeby napisać komentarz,lub zobaczyć ile ich jest. Byłam w szoku gdy zobaczyłam,że jest ich tak wiele i chciałam was zapytac jakim cudem to zrobiłyście. Ale gyd przeczytałam caly prolog nie musiałam już pytać-znałam odpowiedź. jesteście po prostu genialone i macie niesamowity talent. Wasz blog dołącza do moich ulubionych :) Oby tak dalej,dziewczyny!

    OdpowiedzUsuń