poniedziałek, 27 stycznia 2014

#Pierwszy



                #Lilian;
                Polska to zdecydowanie dziwny kraj. Stanęłam na płycie warszawskiego lotniska i od razu dostrzegłam stojącą Tośkę.
-A gdzie karteczka z moim imieniem, czy jakoś tak? – zapytałam przytulając się do niej na powitanie.
-Stwierdziłam, że za duży obciach będzie – odpowiedziała z uśmiechem.
-Obciach? W Stanach tak się robi. W każdym bądź razie mój dziadek tak robi. – zachichotałyśmy.
                Tośka zabrała mnie do swojego samochodu. Po drodze w bagażniku zmieściła się moja walizka. Plan na wakacje był taki – przez pierwsze dwa tygodnie, razem z Wysocką siedzimy u niej na mieszkaniu. Podobno się urządziła, nawet dobrze, tak więc słyszałam o specjalnym łóżku dla mnie. Byłam jej wdzięczna, bo spać na kanapie niezbyt lubiłam. Po tych cudownych, warszawskich dwóch tygodniach, znowu zawitamy na Okęcie i tym razem obierzemy kurs – Seszela. W końcu miałam urodziny, na które Tośka nie mogła przyjechać, bo ją zatrzymały sprawy służbowe, więc opłacenie wakacji musiała przyjąć bez zająknięcia, ani sprzeciwu.
-Głupio się czuję – wypowiedziała, wyciągając z lodówki jogurt truskawkowy.
-Dlaczego?
-Nie lubię, jak ktoś za mnie płaci.
-Tośka! – karcę przyjaciółkę. – Miałaś nie protestować.
-Zaszantażowałaś mnie, że inaczej nie popuścisz mi nieobecności. Nie chciałam stracić przyjaciółki.
Fakt. Łączyła nas silna więź, o jakiej poeci nawet nie pisali. Tośka była moją bratnią duszą. Moją siostrą, której nigdy nie miałam. Mogłam jej o wszystkim powiedzieć i wiedziałam, że bez względu na wszystko powie mi prawdę.

                Dwa tygodnie dosyć szybko minęły. Poznałam już całą stolicę Polski, odwiedziłam wszystkie możliwe ciekawe miejsca, nawet udało mi się Tośkę do klubu wyciągnąć! Jestem mistrzem.
-Lili widziałaś może moje skarpetki?
-Te różowe z gwiazdkami?
-Nie śmiej się, one są szczęśliwe.
-Oczywiście. – przystanęłam. – Wsadziłaś je pół godziny temu, do małej kieszonki. Razem z biustonoszami i majtkami dla starej babci.
-Ej! Nie prawda. – oburzyła się i skrzyżowała ręce na piersi. – Moje figi są skromne, ale takie właśnie miały być.
-Na Seszeli masz zamiar leżeć na plaży?
-Tak, bo co?
-Bo będziesz musiała być w kostiumie. – zachichotałam i rzuciłam w nią moją ulubioną poduszką.
-Nie zamierzam. – odburknęła i odrzuciła mi poduszkę, ale na jej twarz, mimowolnie pojawił się uśmiech.
                I tak się stało. Będąc na odprawie zanudziłam się praktycznie na śmierć, nie wiedząc, dlaczego na lotnisku taki ogrom ludzi był. Może to przez to, że są wakacje? Najwidoczniej w Polsce każdy wyjeżdża tak jak w Stanach.
                Weszłyśmy na pokład po dwóch godzinach. No tak, ale to Polska. Mimo wszystko podoba mi się ten kraj. Także mimo wszelkich stereotypów, ja w Polakach widzę więcej niż złodziei i kombinatorów. Przez te dwa tygodnie spotkałam multum sympatycznych, otwarty i pomocnych ludzi. Poznałam nawet tatę Tośki.
-Lilka?
-Słucham? – otworzyłam oczy, gdy już byłyśmy jakieś pół godziny w podróży.
-Czy wstrzyknęłaś sobie insulinę? – blondynka spojrzała na mnie i popatrzyła niepewnie z obawą.
-Spokojnie, za dwie minuty pójdę do łazienki i to zrobię. Muszę dokładnie z czasem to zrobić Tosia.

                Po dwóch minutach wstałam z miejsca i udałam się w kierunku pokładowej toalety. Przy niej stało jakiś dwóch wysokich mężczyzn. Jeden z ciemnymi włosami opierał się o drzwi kabiny.
-No, co panienko? – zapytał, z czego niezbyt wiele rozumiałam, a raczej tylko słowo „co”, które Tośka przez telefon co chwile wymawiała, rozmawiając z jakimś Polakiem.
-Przepraszam. – powiedziałam po angielsku, patrząc na niego, jak na kompletnego idiotę.
-A Pani nie z Polski. Amerykanka? – dodał drugi, trochę wyższy, z niebieskimi tęczówkami i pewną, zadziorną miną.
-Si – mruknęłam poirytowana.
-No Zbysiu puść panią, skoro potrzebuje.
-Już się robi. – zachichotał brunet i odsunął się od drzwi.
                Wstrzyknęłam sobie insulinę, a potem wyrzuciłam strzykawkę do kosza. Oczywiście syknęłam z bólu, ale potrafiłam to znieść. Przywykłam.
-Czy aby na pewno wszystko w porządku? – dobiegł mnie głos wysokiego z niebieskimi tęczówkami.
-Nie Twój zasrany interes. – warknęłam, czując, że mężczyzna wtrąca się w nie swoje sprawy.
-Właśnie, że moja. Nie pozwolę, aby takiej pięknej niewiaście coś się złego przydarzyło.
-Zajmij się panie swoimi sprawami. – rzekłam uderzając go drzwiami. Nawet nie przeprosiłam. Co za denerwujący typ! Uśmiechał się buńczucznie, myśląc, że jest taki wspaniały. A jego kolega gdzieś poszedł. Skierowałam się w stronę swojego miejsca i ujrzałam śpiącą Tośkę. Postanowiłam pójść w jej ślady i zamknęłam powieki, a sen przyszedł od razu.

                #Tośka;
-Tośka, nie ma bata, trzeba znowu znaleźć trochę czasu na bieganie. Przytyłam chyba ze sto kilo po świętach – oznajmiła Iza, kiedy pani trener dała nam chwilę przerwy na uzupełnienie płynów.
-Nie chcę. Nie mam siły – wyjęczałam żałośnie, leżąc plackiem na pakiecie.
-Nie ma, że nie chcę. Ledwo doskakuję do siatki. Po za tym tobie też brzuch urósł jak u pana Stasia. - Pan Stanisław miał cukiernię i wcale nie był taki gruby. Miał tylko grube kości.
-Czy ktoś tu narzeka, że przytył? - Usłyszałam głos mamy, znaczy się pani trener. - W takim razie Tośka i Izka dziesięć okrążeń. - Klasnęła, stojąc nade mną i uśmiechając się w swój charakterystyczny sposób. - Drogie panie! Liczę do trzech, jeśli teraz nie wstaniecie, liczba okrążeń będzie pomnożona o liczbę sekund, które miną. - Jakby porażone piorunem wstałyśmy gwałtownie, zanim kobieta wyjęła z kieszeni stoper.
Zawsze myślałam, że gdy jestem wysoko, znajduję się bliżej mamy. Po jej śmierci, mimo że byłam dorosła, często wchodziłam na wysokie drzewa i rozmawiałam z nią, chociaż inni sądzili, że mi odbiło i gadałam sama do siebie.

                Poczułam silny uścisk na prawym przedramieniu, który przerwał mój sen. Miły sen. Przestraszona natychmiast spojrzałam w tamtym kierunku, a to co zobaczyłam, wprawiło mnie w osłupienie.  Jakiś mężczyzna kurczowo trzymał mnie za rękę. Spał.
                Delikatnie spróbowałam wyrwać swoją kończynę z uścisku, ale na nic się to zdało, bo jego dłoń jakby przyssała się do mojej skóry.
- Proszę pana. - Wolną ręką szturchnęłam go w ramię, ale on tylko mlasnął, oblizał usta i drzemał dalej. Nie miałam zamiaru czekać do końca lotu, aby uwolnić rękę. Po za tym była już dziwnie sina i zimna – nie chciałam ryzykować amputacji. Facet nie pozostawiał mi wyboru. Zatkałam mu nos, aż do momentu, kiedy się obudził, krzycząc: Mamo! Daj mi dokładkę!
- Co jest do cholery? - spytał po polsku. Zadowolony nie był, delikatnie mówiąc. Wyprostował się na siedzeniu i spojrzał na mnie tak jakbym mu patelnią rodzinę wybiła.
- Trzymał mnie pan za rękę, gdy pan spał. - Na dowód swoich słów podwinęłam rękaw szarej bluzki z długim rękawem i napisem, okazując czerwone ślady po jego silnej dłoni. - Bolało, więc obudziłam – wytłumaczyłam cierpliwie po angielsku. A co! Niech sobie pomyśli, że spotkał jakąś angielkę albo coś.
- Jezu, przepraszam. Bardzo boli? - Momentalnie złagodniał i zaczął delikatnie oglądać moja rękę.
- Poboli, poboli i przestanie. Proszę się nie martwić – zapewniłam z delikatnym uśmiechem, jednak to nie wystarczyło, aby koleś się ode mnie odczepił. Nie wiem czy niespodziewanie włączył mu się instynkt ojcowski, czy było mu mnie aż tak bardzo żal, ale załatwił lód i trzymał go cierpliwie na moim przedramieniu, jakby od tego zależało jego życie. Serio, wyglądam na seryjnego mordercę?
- Tak w ogóle Bartek jestem. A ty?
- Tośka.
- Ładne imię – powiedział, uśmiechając się szeroko.
- Dzięki, dostałam na urodziny.
- Mmm. To klasyk z Kwejka – odezwał się ktoś zza Bartka. Wychyliłam się, aby zobaczyć kto to. Taka ludzka ciekawość. Moim oczom ukazał się kolejny śpiący człowiek o jasnych włosach, który siedział a właściwie już półleżał (zmienił pozycję – tylko bez skojarzeń!) w bardzo dziwnym ułożeniu ciała – oparł głowę na ramieniu Bartka, oplótł ramionami jego prawą rękę i podkulił jedną nogę do swojego ciała. Spojrzałam zaskoczona na mojego oprawcę – jak to ładnie brzmi.
- Piter, cioto, puść mnie – wyjęczał Bartek, siłą uwalniając swoją kończynę. - Nie przejmuj się nim. To głupek. Tak w ogóle jesteś Polką?
- No tak – odpowiedziałam ostrożnie, bo nie wiedziałam, do czego zmierzał.
- To czemu gadamy po angielsku? - zapytał wesoło. W odpowiedzi tylko wywróciłam oczami.
W sumie musiałam zwrócić Bartkowi honor. Na początku myślałam, że będzie pustym egocentrykiem, ale okazał się być całkiem miłym facetem. Tak jak ja lubił grać w siatkówkę i był na bieżąco ze wszystkim, co się w siatkarskim świecie działo. Obiecał, że jak jeszcze raz się spotkamy i będziemy mieli więcej czasu, to uświadomi mnie co i jak. Tak naprawdę to godzinkę lotu przegadaliśmy o filmach i serialach.

                Ale gdy w pewnym monecie samolotem zatrzęsło, Bartek spanikował. Zaczął nerwowo rozglądać się, szukając Bóg wie czego, lecz ostatecznie skulił się na fotelu, nakrył bluzą i ni z tego ni z owego złapał mnie za rękę.
- Hej, co jest? - spytałam delikatnie zaskoczona jego zachowaniem.
- Spadamy, tak? - odpowiedział pytaniem na pytanie masakrycznie przerażony.
- Nie. Nie spadamy, to tylko drobne turbulencje. Spokojnie – oznajmiłam łagodnie, prawie jak do małego dziecka. - Boisz się latać? - zapytałam po chwili milczenia.
- No, trochę – przyznał zawstydzony, wyglądając spod materiału ubrania, pod którym się ukrył.
- Hmm – mruknęłam, drapiąc się po brodzie w zamyśleniu. - Wiesz, podobno jak się boisz, to lepiej się czegoś napić.
- Co ty gadasz? - zdumiony zadał pytanie, wynudzając się spod bluzy niczym gąsienica z ziemi po deszczu, bo nogi miał bardzo długie.
- No, tak mówi mój tata, a on zna się na rzeczy – uśmiechnęłam się szeroko. - To co? Na co masz ochotę?
- Szczerze? - Pokiwałam głową. - Tylko czysta.
Po pięciu minutach siedzieliśmy ściśnięci w jednej z niemiłosiernie ciasnych kabin toalety samolotu. Zamiast kieliszków miętosiliśmy w dłoniach białe, plastikowe kubeczki. Szklana butelka spoczywała pomiędzy nogami Bartka, bo on tak chciał.
- Miałaś rację, o suchym pysku nie da się tego ogarnąć – przyznał po pierwszej kolejce.
Przy trzeciej w sąsiedniej kabinie zaczęło się odbywać coś bardzo niepokojącego. Najpierw były jakieś chichoty, potem szelesty niewiadomego pochodzenia, a na końcu niepokojące jęki. Spojrzałam przerażona na mojego towarzysza w tym samym momencie, kiedy on na mnie.
- Oni się... - Z obrzydzenia ścisnęło mi gardło, uniemożliwiając dokończenie zdania.
- Pieprzą. - Dokończył za mnie z głupkowatym uśmiechem na ustach. - Jeszcze nigdy tego nie robiłem w samolocie. - Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a ja nie musiałam być jasnowidzem, aby domyślić się co chodziło mu po głowie. Przełknęłam głośno ślinę, unosząc ręce.
- O nie. Zapomnij. - Poderwałam swoje stare, zesztywniałe kości do góry, aby jak najszybciej ewakuować się z kabiny.
- Tośka, nie uciekaj – lamentował, w ekspresowym tempie połykając kolejne mililitry wódki. Ostatecznie postanowił wylać wszystko co zostało do umywalki. No cóż, podobno tylko krowa nie zmienia zdania.
- Co ty robisz, kretynie?! Jak można tak alkohol marnować! - Jego idiotyczne poczynania skutecznie odwróciły moją uwagę od ludzi w sąsiedniej kabinie.

Ostatecznie zaciągnęłam go do fotela i zapięłam jego pas. Poszłam spać, mając pewność, że nigdzie nie polezie. Tylko szkoda, że sen się nie powtórzył.





                Kajdi: Tak oto jest pierwszy rozdział i jestem z niego zadowolona. W każdym bądź razie z części Jagody. Bo mojej nie skomentuje. Cieszy mnie także, że jest tu tyle osób! Dziękuję J



                Jagoda: Nie jestem zadowolona z mojej części. Wydaje mi się być taka sztuczna. Kajdi lepiej się w to wszystko wczuła i jej lepiej wyszło, co nie? :)




13 komentarzy:

  1. Akcja się rozkręca. ; )
    Bartek zachowuje się jak dziecko, a Piter za dużo kwejka przegląda.
    Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam. ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Echo mi się kojarzy z reklamą pralki, czy to dziwne. Ale lubię tą piosenkę.
    Kurdę Bartek jesst, a on mi jakoś tu nie pasuje.
    Ja chce PITA, dużó PIta, bardzo dużo PITA.

    OdpowiedzUsuń
  3. jest Bartek = zostaję ;) podoba mi się, zobaczymy jak się akcja rozwinie.. ;) w wolnej chwili zapraszam do siebie ;) pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyny no gratulacje :D
    Moja ulubiona "siatkarska" piosenka, świetne autorki, genialne dwie główne bohaterki i siatkarze...
    Dziewczyny ja mam pytanie. W zakładce męskimi bohaterami są Kubi i Piter, a ja tu widzę, że Bartek się udziela. Będzie miał swój moment dłuższy w tej historii?
    A ja tam nie wiem, która z was pisze którą część, ale stwierdzam, że obie mi się bardzo podobają :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny no gratulacje :D
    Moja ulubiona "siatkarska" piosenka, świetne autorki, genialne dwie główne bohaterki i siatkarze...
    Dziewczyny ja mam pytanie. W zakładce męskimi bohaterami są Kubi i Piter, a ja tu widzę, że Bartek się udziela. Będzie miał swój moment dłuższy w tej historii?
    A ja tam nie wiem, która z was pisze którą część, ale stwierdzam, że obie mi się bardzo podobają :D

    OdpowiedzUsuń
  6. cieszę się, że tu wpadłam, tu jest perfekcyjnie!
    po pierwsze szablon- niby prosty a jaki ładny! nagłówek bardzo oryginalny. pięknie tu!
    po drugie pięknie sprecyzowany rozdział. szczerze? nie można odgadnąć, że pisały to dwie osoby!
    sam pomysł na opowiadanie jest świetny.
    "zmienił pozycję – tylko bez skojarzeń!" dopóki przeczytałam pierwsze dwa słowa, nie brzmiało to dla mnie dwuznacznie, wielkie dzięki za dopisek, który zmienił moje myśli:D
    ogółem bardzo tu fajnie i jestem ciekawa kolejnych, mam nadzieję, że dość często będziecie publikować rozdziały...

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam tu przez przypadek i zostanę na dłużej.
    Ale się Bartuś przestraszył turbulencji ... a Piter chyba ma za dużo wolnego czasu, skoro zna teksty z kwejka. Przez dopisek "tylko bez skojarzeń" poruszyłyście moją wyobraźnią.
    Tekst jest tak spójny, że wcale nie mogłabym się domyślić, że jest pisany przez dwie osoby. Nie wiem która pisze którą część, ale obie były genialne. Czekam na nexta.
    Pozdrawiam ;)

    http://love-skijumpers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Miś, Bartek i Pit, czyli same słodkości na dzień dobry *.*
    Nie ma tu gorszej części, bo obie czyta się świetnie, lekko i przyjemnie : )
    Czekam na więcej wódki, turbulencji i klasyków z kwejka! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zdaniem opowiadanie z Tośką jest lepsze. Tylko nie spodobał mi się fragment o seksie, powinnaś oddawać ich prawdziwy charakter. Obserwuję.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mi się bardzo podoba. Obydwie piszecie świetnie, więc nie rozumiem dlaczego wam wasze części się nie podobają? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bartek mnie zabił i rozbroił. Tośka z resztą też. Oni wszyscy w tym opowiadaniu pasują do siebie jak puzzle. Mówcie co chcecie, obie części są świetnie, obie piszecie cudownie. Nie ma co panikować, ta historia będzie perfekcyjna :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezuniu!!! Ale super!! Już kocham to opowiadanie. :D
    No i bohaterowie też świetni ;)
    Pozdrawiam i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń