Lillian;
Idąc brzegiem, po schłodzonej
deszczem plaży, razem z Kurkiem i Kubiakiem szukaliśmy mojej przyjaciółki.
Niestety nigdzie nie mogliśmy znaleźć Tosi.
-Cholera. – mruknęłam. –
Nigdzie jej nie ma.
-Zabije Nowakowskiego. – Kurek
był cholernie zły.
-Musisz się ustawić w kolejce.
– mruknęłam. – Ja będę pierwsza.
Zaśmiał się pod nosem. Jedyny
normlany w tym całym towarzystwie. Przeszliśmy połowę zachodniej plaży. Byłam
już wyczerpana, a nogi niemiłosiernie bolały. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
-Lilian? – Kubiak spojrzał
pierwszy raz na mnie od śniadaniowej kłótni.
-Musze na chwilę odpocząć.
Kręci mi się w głowie.
-To Ty z nią zostań, a ja
przeszukam pobliski deptak. – Kurek spojrzał na górę klifu. - Może poszła
gdzieś się napić.
-Jasne. – Kubiak wymamrotał
posępnie i usiadł obok mnie.
-Sama bym się czegoś napiła.
-Masz. – podał mi butelkę wody
mineralnej, którą trzymał w saszetce.
Wzięłam od niego wodę, a gdy nasze
dłonie się spotkały, Michał odwrócił wzrok i oddalił się.
-Kubiak co się dzieje?
-Z czym?
-Jesteś dosyć niemiły dla mnie.
– spojrzałam na niego, jego wzrok utkwiony był gdzieś ponad ocean.
-Zdaje Ci się.
-Nie. Jesteś może nie niemiły,
ale obojętny. O co chodzi?
-O nic. Proszę Cię, zakończmy
temat.
-Czyli coś jest na rzeczy.
-Lillian daj spokój – uniósł
brew. – Jestem zmęczony.
-No tak, bo przecież nie spałeś
w nocy.
-Tak się składa, że nie.
-Nikt nie kazał Ci nade mną
stać, gdy wymiotowałam.
-Ale jakoś uratowałem Ci życie.
– szepnął.
-No przepraszam, trzeba było
tego nie robić.
-Przestań. Dobrze wiesz, że nie
o to chodzi.
-To o co do jasnej cholery?!
Czemu masz takie humorki? Jesteś gorszy niż na początku.
-Jasne.
-Debil. Jesteś sarkastycznym,
męskim gorylem, bez jaj. – fuknęłam i wstałam z kamienia.
-No jasne, wytykaj mi dalej.
-Jesteś zasranym pajacem, który
nie potrafi się dostosować. Twoje humorki są gorsze niż u nastolatki podczas
pierwszego okresu. Masz ptasi móżdżek, z którego nic się nie wydobywa oprócz
popiołu dymu, gdy myślisz, czy założyć skarpety do sandałów! – krzyknęłam i
odeszłam od niego.
-Wariatka! – zawołał, gdy
znikałam za klifem. – Nic nie wiesz o mnie. Poza tym nie ubiera się skarpet do
sandałów!
-Wy Polacy tak lubicie.
Wkurzona błądziłam dalej,
nacierając przed siebie. I o czym ja myślałam? Z Kubiakiem nie da się mieć
normalnych stosunków. Idiota. Mknęłam po wilgotnym piasku, idąc w nieznane.
Tośki nigdzie nie było. Cholera. Zaczęło robić się zimniej. Kolejna ulewa
nadciągała. Miałam dosyć tego. Postanowiłam powrócić do hotelu. Tosia na pewno
już się znalazła. Może to Kurek ją znalazł? Przecież przeszliśmy całą wyspę i
nigdzie jej nie było. Paszport był w pokoju, więc tym bardziej nie wyleciała.
Poczęłam na łóżku i zdjęłam
sandałki. Pomasowałam bolące stopy i zauważyłam kilka małych odcisków. Opadłam
plecami na łóżko i patrzyłam na biały sufit. Rozpadało się. Ta Seszela
strasznie kapryśna jest, zupełnie jak Michał Kubiak.
-Dlaczego to zrobiłeś?! –
Kubiak wtargnął do pokoju i stanął obok Zbyszka.
-Zrobiłem co?
-Dlaczego zacząłeś się przy
niej kręcić. Dlaczego dałeś się pocałować?! – wytknął mu palcem w pierś. –
Dobrze wiedziałeś, że zależy mi na niej!
-To Cię boli Kubiak? Że Lilian
wolała mnie niż Ciebie? – zielonooki uśmiechnął się triumfalnie. Teraz to on
był lepszy niż Michał. – Przykro mi, to ona pierwsza mnie pocałowała. Była
bardzo chętna też na wspólny prysznic.
-Przestań! Nie zrobiła tego.
Nie mogła.
-Zapytaj się samej
zainteresowanej. Na pewno powie Ci, jak dobrze całowałem. – Zbyszek dalej
torturował go słowami. – Mówiłem Ci to kiedyś, jeżeli Ty nie zaczniesz działać,
to ktoś inny zrobi to za Ciebie.
-Nie wiedziałem, że tym kimś
będzie facet, który do niedawna był moim przyjacielem.
-Daj spokój Misiek. To tylko
dziewczyna i jeden pocałunek.
Nie słuchał już Zbyszka.
Odwrócił się i trzasnął drzwiami. Niesiony emocjami wybiegł z hotelu. Wielkie
krople ulewy spływały po jego ciele, a koszulka przylepiła się do muskularnego
ciała. Co on właściwie sobie wyobrażał? Dlaczego miałby być szczęśliwy?
Dlaczego akurat drobna brunetka tak zawróciła mu w głowie? Przecież mógł mieć
każdą. Każdą z wyjątkiem Lillian. To jego wina. Mógł jej wcześniej powiedzieć,
co poczuł kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Kiedy w samolocie wpadł na kobietę.
Kiedy ratował ją w pokoju. A teraz nie ma już nic.
Tosia
Zrozumiał, że zrobił
źle dopiero w chwili, kiedy Bartek, krzycząc do niej dawaj
Tośka, do cholery, wykonywał
uciśnięcia klatki piersiowej. Nie dawała znaku życia. A przecież
widział, że źle się czuła. Naiwnie myślał, że będzie z nim
jak najdłużej. Z nią czuł się tak dobrze. Będąc przy niej,
czuł się tak normalnie. Paradoksalnie szczęśliwy. Bez procentów
we krwi. Bez kolejnej naiwnej dziewczyny, która go zaspokoiła.
Nawet nie był zły na to, że go uderzyła. Broniła się. Teraz to
zrozumiał. Ale gdy myślał o tym, co się wydarzyło w pokoju,
nawet ucieszył się z tego. Jej dotyk był nawet miły. A jaki by
był, gdyby pogłaskałaby go po policzku? Och –
pomyślał Piotr, czując przyjemne ciepło w sercu. Tego nawet nie
umiał opisać. Tosia była po prostu dobra.
Dawaj Tośka, proszę.
Bartek
niemal płakał. Ale udało mu się. Tosia zaczęła kaszleć,
wypluwając wodę. Kurek pomógł jej, przekręcając na bok.
Uspokoiła oddech. Żyła.
*
– O
Boże, myślałem, że nie przeżyjesz – szepnął Bartek,
przytulając się do mnie.
– Muszę
żyć – odpowiedziałam. Dla mamy, dla taty, dla Lillian. –
Przecież mam komu sprać dupę – szepnęłam ciężko, próbując
się zaśmiać.
– Musisz
się ustawić w kolejne, Lili jest pierwsza.
– Nie,
ja mam pierwszeństwo. Ale Bartek, nie płacz. – Odsunęłam go od
siebie na długość ramienia i dotknęłam jego pliczka, po którym
właśnie płynęła samotna łza. Nie myśląc za wiele, od razu ją
wytarłam.
– Nie
płaczę. Oczy mi łzawią od słonej wody.
– Dobrze,
niech ci będzie.
Kurek
podniósł się z piasku i podał mi rękę. Niepewnie ją chwyciłam,
ale zakręciło mi się w głowie. Dlatego Bartek wziął mnie na
ręce. Nic sobie nie robił z moich protestów, tylko zaniósł mnie
do hotelu.
Po
drodze spotkaliśmy kilku jego przyjaciół, którzy też mnie
szukali. Było mi głupio. Oni, zamiast odpoczywać, łazili po
wyspie i szukali obcej im dziewczyny. Przepraszałam, ale oni
uciszali mnie, mówiąc, że nie ma o czym mówić.
– Lili
jest w hotelu – powiedział Michał Winiarski, jeśli dobrze
zapamiętałam jego imię.
– Ona
w szczególności musi odpocząć. Pewnie śpi. Nie budźmy jej –
powiedziałam, kiedy staliśmy niedaleko recepcji.
– Tośka,
ty też jesteś w nie najlepszym stanie. Powinnaś myśleć o sobie –
upomniał mnie Bartek.
– Przecież
mi nic nie jest!
– Tak,
a ja jestem Shakira – wtrącił Krzysiek. Spojrzałam na niego
zaskoczona. – No co? Musisz odpocząć. Nie wyglądasz najlepiej.
– Dziękuję,
to najlepszy komplement jaki kiedykolwiek usłyszałam. –
Uśmiechnęłam się promiennie w jego kierunku. Odpowiedział mi tym
samym, puszczając oczko.
– To
idziesz do mnie – zadecydował Kurek.
– Ale
przecież z tobą mieszka Piotrek – zaprotestował Grzesiek Kosok.
– Teraz
on mnie chuj odchodzi – odpowiedział Bartek i wziął od Kubiaka
kartę magnetyczną do swojego pokoju, mnie na ręce i odszedł,
zostawiając przyjaciół w osłupieniu.
*
Otworzył
drzwi do swojego pokoju i wszedł bezszelestnie do środka. Ujrzał
śpiącą blondynkę na łóżku Bartka. Wyglądała jak anioł. Jej
jasne włosy tak rozkosznie porozrzucane po poduszce, zwinięta w
pięść dłoń pod policzkiem. Zdziwił go biały ręcznik na jej
czole.
– Co
ty tu do cholery robisz? – syknął Bartek, trzymając wilgotny
ręcznik w dłoni. Nie czekając na jego odpowiedź, bo zauważył,
że Tośka niespokojnie się poruszyła, wypchnął go na korytarz.
– No
chyba mieszkam.
– Na
razie szukaj sobie miejsca gdzie indziej.
– Bartek,
nie żartuj.
– Nie
żartuję. Tosia o mało przez ciebie nie utonęła, a ty zamiast jej
pomóc, tylko przyglądałeś się jak jakiś...
– W
szoku byłem! – Nowakowski zaczął się usprawiedliwiać.
– Kurwa,
przez ten twój szok ona mogłaby już nie żyć, a tak teraz ma
tylko gorączkę.
– Oczywiście!
Bo super-bohater–Kurek w porę uratował swoją księżniczkę!
– Co
ty pierdolisz? – warknął zirytowany Kurek.
– To,
że ci się podoba!
– A
wiesz co? Nawet jeśli, to chuj ci do tego! Idź do klubu, poszukaj
sobie jakiejś naiwnej laski i zerżnij ją w kiblu. Tylko na tyle
cię stać. – Przyjmujący odszedł do drzwi, ale jeszcze przez
ramię rzucił. – Myślałem, że jesteś inny. I żebyś zaraził
się w końcu jakimś syfem od tych swoich koleżaneczek. – I
zamknął mu od środka drzwi przed nosem.
Czyli
jednak! Kurek się w niej zabujał!
Piotrek
zrozumiał, że postąpił źle, że nie przekona jej do siebie tak
jak innych dziewczyn przed nią. Ten drań w skórze grzecznego
chłopca musi zniknąć. Nie wiedział jeszcze, jak się go pozbyć,
ale znajdzie sposób. Dla niej chyba warto.
*
Właśnie
odbyłam poważną rozmowę z Lili. Zdrowo nakrzyczała na mnie, że
nic jej nie powiedziałam i uciekłam. Dała mi godzinny wykład o
przyjaźni i tym, że działa ona w dwie strony. Mam o tym
pamiętać aż do usranej śmierci
to cytat. Umówiłyśmy się tak, że dałam jej wolną rękę co do
Nowakowskiego. Mogła zrobić z nim co chciała, ja zemszczę się na
nim w Polsce. Tata jako trener karate mi z pewnością pomoże.
Po
zawrotach głowy i gorączce już nie było śladu. Dzięki Bogu, bo
Lillian z Bartkiem chyba siłą zawieźliby mnie do szpitala. A propo
Bartka. Powiedział mi, że kiedy spałam, przyszedł Nowakowski. Ten
dureń podejrzewa, że ja z Bartkiem coś ten teges. Co za
upośledzony idiota. Nie zna czegoś takiego jak przyjaźń? Przecież
podobno właśnie z Barkiem się przyjaźnił. Zresztą, co mnie to
obchodzi? Nie powinnam zawracać sonie nim głowy.
Z
wielkimi słuchawkami na uszach, owinięta cieplutkim kocem z
laptopem w rękach wyszłam na korytarz. Za pozwoleniem przyjaciółki
oczywiście. Znalazłam przytulny kącik z wygodnym fotelem, na
którym usiadłam. Włączyłam laptopa i Skype. Kilka sekund później
już widziałam na ekranie swojego tatę.
– Tak
ci dobrze na tych Szeszelach, że zapomniałaś o starym ojcu? –
zażartował na powitanie.
– Nie
mów tak, tato. Po prostu nie miałam kiedy do ciebie napisać. Tyle
się działo. – Aby potwierdzić swoje słowa, złapałam się za
głowę. – Poznałyśmy z Lili fajnych chłopaków, w dodatku też
są z Polski – powiedziałam uradowana.
– I
aż tam Polaków wywiało? A myślałem, że poderwiesz sobie
jakiegoś obcokrajowca – stwierdził z udawanym smutkiem.
– Tato!
– fuknęłam zawstydzona.
– No
dobrze, już dobrze. Przepraszam, ale nie pogniewałbym się, jeśli
poznałabyś tam jakiegoś fajnego...
– Tato!
– Okej.
A co tam u ciebie słychać? – Uśmiechnął się łobuzersko.
– Lillian
powiedziała, że niedługo organizują jakiś turniej siatkówki
plażowej. I bardzo mnie ciągnie, żeby wziąć w nim udział, ale
się boję.
– Tosiu,
nie masz się czego bać. Przecież w klubie tak dobrze sobie
radziłaś.
– Wiem,
tato.
– Nie
będę teraz rozstrzygał, dlaczego po śmierci mamy nie
kontynuowałaś treningów, ale wiedz, że byłaby szczęśliwa,
gdybyś dalej grała.
– Pomyślę
o tym – powiedziałam cichym głosem, ocierając łzę z policzka.
*
Wbrew
temu co powiedział Bartkowi nie poszedł do klubu, ale na spacer.
Rześkie powietrze oczyściło jego umysł i pomogło wymyślić plan
naprawienia jego relacji z Tosią. A okazja na jej przeproszenie
nadarzyła się o wiele szybciej, niżby się tego spodziewał.
Zobaczył
ją siedzącą na fotelu na końcu korytarza. Owinięta kocem klikała
coś na klawiaturze czarnego laptopa. Podszedł spokojnie do niej, a
kiedy wstała i dostrzegła go, zapadł się w sobie. Natychmiast
podniosła koc, który upuściła z wrażenia, a którym była
owinięta i z przestraszoną miną skulona próbowała jak
najszybciej uciec do swojego pokoju.
– Tosia,
zaczekaj – poprosił.
Dziewczyna
zaskoczona stanęła w pół kroku i spojrzała na niego. Po raz
pierwszy użył jej imienia w rozmowie z nią.
– Czego?
– warknęła, mierząc go ostrzegawczym spojrzeniem.
– Chciałem
cię przeprosić.
Wyśmiała
go. Tak jak się tego spodziewał. Niby był na to przygotowany, ale
zabolało.
– Sumienie
cię ruszyło? – zadrwiła. – Tacy jak ty nie mają sumienia.
Bartek cię zmusił?
– Nikt
mnie nie zmuszał – odpowiedział cicho, ale na tyle głośno, aby
go usłyszała. – Zrozumiałem, że zrobiłem źle. Przepraszam.
– Daruj
sobie. I tak nie wskoczę ci do łóżka, nie zrobię loda czy jak wy
to nazywacie.
– Ale
ja wcale nie...
– Myślisz,
że jestem taka głupia i naiwna? To, że jestem blondynką, jeszcze
nie znaczy, że nie mam mózgu. Dobrze ci radzę, zostaw mnie w
spokoju.
Poczuł
się, jakby właśnie dostał w policzek. Tosia pospiesznie oddaliła
się od niego, ale jeszcze rzuciła przez ramię, podobnie jak
niedawno zrobił to Kurek. – Mam nadzieję, że złapiesz w tym
swoim klubie jakiegoś syfa. A i uważaj na Lillian. Może być w
stosunku do ciebie agresywna. Ciekawe czemu, prawda? – zapytała z
ironicznym uśmiechem i zniknęła za drzwiami.
Kajdi: Wszystko idzie do przodu. A już dzisiaj ważny mecz, jaram się, jak stodoła zapalniczką.
Antosia A mnie złapała choroba. Mam nadzieję, że do jutra będę lepiej się czuła. W końcu mają być zakupy :-)
Kajdi: Wszystko idzie do przodu. A już dzisiaj ważny mecz, jaram się, jak stodoła zapalniczką.
Antosia A mnie złapała choroba. Mam nadzieję, że do jutra będę lepiej się czuła. W końcu mają być zakupy :-)
Dlaczego ten Zbychu zawsze musi kręcić? :D Serio tak fajnie jest mu podwalać się do dziewczyny, która wpadła w oko jego najlepszemu kumplowi? Serio ma gdzieś to, jak się czuje Dziku.
OdpowiedzUsuńGiń, Zbychu.
Boże, moje nieszczęście ukochane się ogarnęło, jak dobrze. Piotruś, kochanie, Ty się z dupą na łeb pozamieniałeś, że myślałeś, że poderwiesz Tosię metodą "na skurwiela"?... To do Ciebie nie pasuje, serio.
Tylko, jak będziesz sobą, jesteś w stanie coś zdziałać. Bądź dla niej miły i nie narzucaj jej się zbytnio. Jak Ci powie, żebyś spierdalał, to to zrób.
Ale chyba żadnego syfa nie złapał? xdd
Pozdrawiam. ;)
Zgadzam się z koleżanką powyżej :D Rozdział świetny,umiecie trzymać w napięciu, już nawet rozgarniam kto to jest Zbychu a kto Dziku xd Bya,piszcie dalej!
OdpowiedzUsuńZapomniałam dodać-zapraszam na swojego bloga: http://mymindmyimagination.blogspot.com ,pojawił się nowy rozdział ;))
OdpowiedzUsuńNo nie podoba mi się zachowanie Bartmana. Zawsze musi coś zrobić. Michał powinien pogadać z Lil i wszystko wyjaśnić. Zapraszam do siebie. http://warto-zyc-marzeniami.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń