sobota, 3 stycznia 2015

#Piąty.


Lilian;

Obudziłam się w nocy. Cały pokój wypełniał mrok. Może była druga? A może wpół do trzeciej? Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Nie było Tosi. Nie było kobiety, ale za to był Kubiak. Leżał na sąsiednim łóżku i zaczynałam sobie uświadamiać, co zaszło wczorajszego dnia. Uśmiechnęłam się do siebie, wspominając rozmowę o siatkówce. Niestety momentalnie uśmiech zszedł z mojej twarzy, a przyodziałam grymas, bo wszystko podeszło mi do gardła. Powstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. Zwymiotowałam krwią.
-Lilian? – Kubiak stanął we framugach łazienki. – Co się dzieje?
-Już nic. – mruknęłam i znów zwymiotowałam. – Michał proszę Cię, wyjdź!
-Nie zamierzam wychodzić, gdy tak się męczysz.
-Proszę Cię. – skomlałam. – Nie chcę by ktoś widział mnie, jak wymiotuje. To takie niezręczne.
-Wiele razy już patrzyłem jak Zbychu wymiotuje na kacu, więc i Ty mi nie przeszkadzasz. – zaśmiał się. – Nie chcę, by coś Ci się stało.
Zakończyłam tą krępującą sytuacje, po dobrych dwudziestu minutach. Kubiak pomimo moich narzekań, warknięć i wstydu pozostał przy mnie. Wyszedł z łazienki dopiero, kiedy powiedziałam, że chce wziąć prysznic. Na szczęście miał zapasową szczoteczkę do zębów, którą mi użyczył, tak samo jak miętowej pasty. Czułam się brudna, słaba i zmęczona. Odkręciłam kurek, nalałam gorącą wodę i stałam tak po prostu w kabinie. Umyłam ciało jakimś męskim żelem pod prysznic, bo jak mogłam wziąć inny? Nie mogłam w środku nocy udać się do pokoju. Tosia pewnie śpi, a ona zawsze ma lekki sen. Rano porozmawiamy. Stojąc pod gorącą wodą nagle straciłam przytomność. Zamazał mi się obraz białych kafelków i opadłam na dół.
-Lilian? – Kubiak czuł wyraźnie, że coś się stało. – Lilian?
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Łazienka była cała zaparowana od gorącej wody. Spojrzał na prysznic.
-Lilian proszę obudź się! – mruknął trzymając moją twarz w objęciach i przykrywając ciało ręcznikiem.
-Kubiak – wyszeptałam. – Co się stało?
-Najwidoczniej zemdlałaś. – spojrzał na mnie, a jego błękitne tęczówki zrobiły się dosyć czujne. – Martwiłem się, gdy nie odpowiadałaś tym ciętym językiem.
Pomimo tego, że powinnam być bardziej skrępowana, bo przecież widział mnie nago, impulsywnie przytuliłam się mocno do jego torsu. Nie spodziewał się takiej reakcji. Zaskoczony pogłaskał dłonią moją głowę. Nie wiedziałam, co się dzieje i dlaczego tak zareagowałam. Ale jakby nie on, już trzeci raz, nie byłoby mnie tutaj.
-Kubiak. – wyszeptałam, spoglądając na jego brodatą twarz. – Proszę Cię, pocałuj mnie choć raz.
Nie musiałam długo czekać na jego miękkie wargi. Trochę zaskoczony, musnął mnie delikatnie. Gdy zamknęłam oczy, poczułam jak z lekkością składa pocałunek. Dosyć dobrze całował. Odwzajemniałam ten gest, bo dzisiaj nie mogłam sobie wymarzyć lepszego bohatera. Oderwaliśmy się dopiero, kiedy Michał wywrócił się na płytkach, tak, że wylądowałam na nim. Postanowił mi dać koszulkę do spania, kolejną, która sięgała mi za pupę. Kolejny razu ułożyłam się, a on usiadł na brzegu zbyszkowego łóżka.
-Dlaczego tak się mi przyglądasz? – spytałam zakłopotana.
-Wiesz, że jesteś jedną wielką zagadką. – stwierdził. – Nie potrafię Cię zrozumieć i chyba tego nigdy nie zrobię. Czasami jesteś wkurzająca, wredna i pyskata, a czasem drobna, krucha i miła.
-Jestem kobietą, to zobowiązuje.
-Fakt. Z wami nigdy nie było prosto. – mruknął i położył się na materacu.
-Michał dziękuję. – obróciłam się w jego stronę.
-Za co?
-Jeszcze wczoraj nie przypuszczałam, że to powiem. Dziękuję, że jesteś. Gdyby nie Ty, to bym już z trzy razy mogła wylądować w szpitalu. Jesteś moim Aniołem Stróżem.
-Uważaj bo zaraz się rozkleję. – zażartował, ale uśmiechnął się pod nosem. – Dobranoc Lillian.
-Dobranoc. – obróciłam się na drugi bok. - Kubiak?
-Co znów?
-Możesz tutaj przyjść? Nie chcę spać sama.
-Przecież jestem łóżko obok.
-Proszę. – spojrzałam w jego stronę. – Nie usnę tu sama. Boję się.
-Czego?
-Ciemności.
Właśnie przyznałam się do własnej słabości. Tak Lillian Larsson cholernie bała się ciemności. Od momentu, kiedy w wieku pięciu lat, dostała pierwszy raz krwotoku z nosa. Właśnie wtedy pojechała do szpitala, lecz nie stwierdzono od razu cukrzycy. Od tego momentu boi się ciemności, gdy nie ma w pobliżu Tosi. Tylko w jej obecności potrafiła sama zasnąć.
-No dobra. – wstał z łóżka. – Posuń się.
Zrobiłam mu miejsce i poczułam ludzkie ciepło. Kubiak położył się przy mnie i zamknął oczy. Postanowiłam zrobić to samo, gdy on chwycił mnie za rękę. Skąd mogłam wiedzieć, że pragnął teraz tego najbardziej? Żebym po prostu przy nim była? Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w jego dosyć miarowy oddech. Obróciłam się na bok, a głowę położyłam na jego torsie. Chciałam po prostu by był ze mną. Mój Anioł Stróż.


Obudziłam się rano, z potwornym uczuciem. Niby nic się nie działo, ale było mi nie dobrze. W brzuszku zaczęło mi burczeć i Michał, który spał w najlepsze, wyglądając dosyć słodko, podniósł swoje powieki.
-Co to? Bombardują?
-Przepraszam, to tylko mój brzuch. – stwierdziłam. – Chyba musze zjeść jakieś normalne śniadanie.
-A tak, jasne. – podniósł się na łokciach, a ja wstałam z materaca. – Tosia zostawiła insulinę i strzykawkę, żebyś czasem nie zapomniała wziąć rano.
-Fakt, muszę wziąć, bo raczej nie chcę, byś znów mnie ratował.
Uśmiechnął się kolejny raz i pozwolił mi wyjść do łazienki. Szybko wkułam się i wyrzuciłam zużytą strzykawkę do kosza. Wyglądałam mizernie, po połowie nieprzespanej nocy. Włosy miałam potargane, sińce pod oczami i niewyraźną minę. Mimo wszystko ochlapałam twarz zimną wodą i wyszłam z łazienki. Michał miał już w ręku świeże ubrania.
-Chyba czas mi wrócić do swojego pokoju. Już po dziesiątej.
-Dasz rade?
-Tak Kubiak. Dam radę. – stwierdziłam hardo. – Jak coś mnie zaatakuje, chociażby taki drugi dzik, jak Ty, umiem porządnie kopnąć. A w ryj też dać mogę dać.
Zaśmiał się i opuściłam pokój z numerem siedemdziesiąt dwa. W koszulce Kubiaka szybko czmychnęłam do sześćdziesiątki dziewiątki. Otworzyłam drzwi, a na moim łóżku, leżał prawie martwy Bartman. Lecz, gdzie jest Tosia?
-Zbyszek obudź się! – krzyknęłam do bruneta.
-Coś się stało? – otworzył i przetarł zaspane oczy.
-Gdzie Tośka?
-Powiedziała, że musi coś na mieście załatwić. Tyle ją widziałem.
No cholera. Tak na faceta liczyć. Nie pytałam  szczegóły, tylko wyparowałam do pokoju z numerem sześćdziesiąt pięć. Bez pukania otworzyłam drzwi. Zobaczyłam jak Bartek podnosi się z łóżka, a w łazience było słychać dziwne odgłosy, przypominające nie tylko moje dzisiejsze nocne przygody.
-Kurek gdzie jest Tośka?! – warknęłam wkurzona.
-A gdzie ma być? W waszym pokoju. – ziewnął. – Faja koszulka.
-Tam leży Bartman. – opadłam na fotel i zignorowałam jego uśmieszek. – Co tu się dzieje?
-A co ma się dziać? Poszliśmy Cię z Tosią szukać. – wstał z łóżka i usiadł, na jego krawędzi, zaczynając bawić się palcami. – Zaczęło padać, byliśmy przemoczeni i brudni. A potem. – tutaj zamilkł patrząc na łazienkowe drzwi, w których paliło się światło.
-Potem?
-W końcu zadzwonił Kubik i powiedział, że jesteście razem. – poruszył charakterystycznie brwiami.
-Och zamknij się na litość boską! – rzuciłam w niego plastikowym pustym kubkiem. – Za dużo sobie wyobrażasz.
-Ale przecież masz nas sobie tylko jego koszulkę. – słowo tylko zaakcentował dosyć wyraźnie.
-Użyczył mi w nocy.
-W nocy?
-Debil.
-Więc co było dalej?
-Na czym skończyłem? A no tak. Zadzwonił Kubiak więc powróciliśmy do hotelu. Tosia sprawdziła w pokoju, ale spaliście. Nie chciała Cię budzić, więc poszła do siebie. A Bartman spał tam, bo nie miał gdzie indziej. Igła powiedział, że nie potrzebuje kolejnego lokatora w pokoju, bo ledwo wytrzymuje z Winiarskim, który mu w nocy chrapie.
Odetchnęłam z małą ulgą. Lecz nie do końca mi coś pasowało.
-Zbyszek powiedział, że poszła na miasto coś załatwić. – spojrzałam na twarz Kurka. – Przecież ona nie zna miasta. Co mogła załatwić?
-Tego nie wiem. Ale zobaczysz wróci na śniadanie.
Opuściłam pokój numer sześćdziesiąt pięć. Wróciłam do siebie, gdzie Zbyszek siedział pod prysznicem i śpiewał na całe gardło. Jezus Maria!
-GIMI GIMI GIMI AMEN AFTER MIDNAJT!
-Jaki amen? – zaśmiałam się, wyciągnęłam letnią sukienkę w kwiatki i czystą bieliznę. – Bartman wynocha do swojego pokoju!
-GIMI GIMI GIMI.
-Ja Ci dam, ale w ryj, jak nie opuścisz mnie stąd.
-Lillian spokojnie. – wyszedł w tych swoich slipach. – Już się umyłem. Idę do siebie. 

Spojrzałam wkurzona na zamykające się hotelowe drzwi. Dlaczego mężczyźni są tak znieczuleni, jeżeli kogoś nie ma? Miałam nadzieję, że jednak Tosia powróci na śniadanie. Zdjęłam koszulkę Kubiaka, która pomimo, że ostatnie godziny, znajdowała się na mnie, dalej pachniała nim. Rzuciłam na łóżko i przebrałam się. W łazience rozczesałam włosy oraz zrobiłam delikatny makijaż. Zatuszowałam ślady, po nieprzespanej połowie nocy. W końcu wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz. Schodami zeszłam do hotelowej restauracji, gdzie siedziało parę wysokich mężczyzn. Zajęłam wolne miejsce, obok Kubiaka i szturchnęłam go w ramię.
-Nie było Tosi?
-Nie. – odpowiedział jakby chłodno.
-A z Tobą co?
-Nic.
-Kubiak, zawsze miałeś jakiś niewyparzony, ale w miarę miły język. – mruknęłam. – Nie wiem, o co Ci chodzi.
I w tym momencie Michał Kubiak nie popatrzył na mnie, lecz na zgromadzonych w wejściu mężczyzn. Patrząc na Kurka zauważyłam tylko jeden cios, który wylądował na twarzy Nowakowskiego.
-Co Ty robisz?! – Dzik poruszył się z miejsca i podbiegł do Bartka, który czerwony na twarzy, wyglądał na cholernie rozgniewanego.
-A to za co? – Piotrek także wydawał być się zdziwiony.
-Już nie udawaj, że nie pamiętasz. – warknął Kurek, chcąc się wyrwać Kubiakowi. – Jak mogłeś to zrobić?! Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! A Ty zachowałeś się jak zwykły alfons.
-Ale o co Ci chodzi? Przecież to te dziewczyny się do mnie kleiły? – nowakowska ręka spoczęła na rozwalonej wardze.  – Niektóre miały dosyć sprośne propozycje. Mogłem nie jedno zrobić tej nocy.
-Zamknij się, bo jeszcze raz mocniej Ci przypierdole!
-Kurek, coś Ty taki pobudzony.
-Przez Ciebie Tosi nie ma. Zboczeńcu zasrany! – twarz Bartka przybrała kolor purpury.
-Czy może mi ktoś wyjaśnić, o co w tym wszystkim chodzi? – wtrąciłam się do rozmowy. – Co ta egoistyczna, cyniczna świnia zrobiła?
-Też bym się chciał dowiedzieć. – Piotrek spojrzał na mnie. – Ejjj, ale to o mnie było?
-Nie kurwa. O Matce Teresie. – zironizowałam. – Co, żeś zrobił Tośce?!
-Pamiętam tylko, że ją spotkałem.
-A jak wsadzałeś jej rękę pod stanik, to już nie pamiętasz?! – warknął Kurek. – Może mam Ci odświeżyć pamięć?
-Co? Jak to możliwe? Przecież nie tknął bym jej nawet kijem przez szmatę!
-Zamilcz! – zdenerwowałam się. – Nowakowski coś Ty kurwa najlepszego zrobił?! Zaraz ja Cię zapierdolę i żywcem zakopię w oceanie! – chciałam się rzucić, ale Kubiak drugą, wolną ręką mnie powstrzymywał. – Puszczaj mnie. Zaraz mu nakopie do tego osranego tyłka!
-Co tu się dzieje? – do całego zdarzenia dołączyli dwaj mężczyźni. – Dziku możesz nam to wytłumaczyć?
-Igła wolisz nie wiedzieć. – spuścił głowę i odsapał, dalej trzymając mnie i Kurka – Panie afera jest. Piotrek zrobił coś, czego nie pamięta. A Tosi nie ma.
-Tosi, jakiej Tosi?
-Mojej przyjaciółki, heloł! – wtrąciłam się do polskiej rozmowy, bo coś tam rozumiałam. – Ten chuj ją zgwałcił!
-Wcale nie! – blondyn podniósł ręce do góry.
-Nie zrobił tego, bo w odpowiedniej chwili złapałem go za fraki. – Kurek już powoli starał się wyglądać normalnie. W sensie, jego twarz już była mniej czerwona. – Był tak wstawiony, że nic nie pamięta, a wymiotował cały ranek.
-Ty nigdy nie piłeś na mieście, Panie Cnotliwy?!
-Zamknij się! – Kurek odsapał.
-Jezu ludzie, wyluzujcie. – do całej akcji wkroczył Zbyszek.
-Zbigniew nie wtrącaj się! – warknęłam. – Zapierdole go żelazkiem. Albo deską do prasowania. Albo byle czym, ale zapierdolę!
-Dobra dajcie sobie spokój. – mężczyzna z zarostem, który stał do tej pory obok Ignaczaka, w końcu usiadł na przybrzeżnym krześle. – Czy nie lepiej poszukać Tosi? Przecież jak on nie pamięta co się wydarzyło, to nie wiedział co robi. Sam Bartek powiedziałeś, że był wstawiony. Znajdźmy dziewczynę, a potem to wyjaśnimy.
Mimo moich głośnych protestów, zakończyliśmy spór. Ale tylko na razie. Nie zostawię tego wydarzenia od tak. Nowakowski gorzko pożałuje. Podzieliliśmy się na grupy. Mi przypadło pójście z Bartkiem i Kubiakiem. Postanowiliśmy się udać na deptak, a ja po chwili pomyślałam, gdzie mogłaby być moja przyjaciółka i oświeciło mnie. 



Tosia;

Moje okropne dłonie bawiły się mokrym piaskiem, ciepła morska woda obmywała moje okropne stopy, a słońce, które dopiero wstało, ogrzewało moje okropne ciało. Byłam okropna. To wszystko moja wina. To ja sprowokowałam tego blondaska, który chciał mi zrobić krzywdę. To ja jestem temu winna a nie on. Gdybym nie miała na sobie tak krótkich spodenek na pewno nie zwróciłby na mnie uwagi. Jestem okropna.
Pociągnęłam nosem I przeczesałam dłonią włosy. Powinnam go przeprosić. Przeze mnie mógł mieć nieprzyjemności. Bartek mógł nie dotrzymać obietnicy i na niego nakrzyczeć albo coś mu zrobić. Mimo że go nienawidzę, muszę go przeprosić.
Podniosłam się z piasku i ruszyłam w drogę powrotną, którą pamiętałam jak przez mgłę. Nie wiem, ile mi to zajęło, ale, sądząc po wysokości słońca nad horyzontem, pewnie kilka godzin. Wyjściem ewakuacyjnym dostałam się do środka, nie chciałam nikogo widzieć. Nawet Lillian. Wiem, że gdy tylko mnie zobaczy, poćwiartuje, zabije, zakopie w oceanie, a potem wydostanie i zleje. Znam ją bardzo dobrze, ale nie chcę, żeby zobaczyła mnie w takim stanie, mimo że ja widziałam ją kilkakrotnie, gdy była w szpitalu. Sama nie wiem czemu. Przecież jest moją przyjaciółką. Nie powinnam jej unikać. Ona na pewno mnie zrozumie i pomoże. Nie, sama muszę sobie z tym poradzić.
Zanim wyszłam na korytarz, rozejrzałam się dookoła. Było czysto. Szybko pokonałam odległość dzielącą mnie od drzwi mojego pokoju. Zdziwiłam się, że były otwarte. Może w środku była Lillian? Nadsłuchiwałam przez chwilę i stwierdziłam, że nikogo nie było. Lili nie śpi w środku dnia. Wzięłam głęboki oddech dla uspokojenia i weszłam do środka.
Oprócz niebieskiej męskiej koszulki leżącej na łóżku Lili nic się tutaj nie zmieniło. Wyjęłam ze swojej walizki ubrania na zmianę – nawet nie zdążyłam się rozpakować – i ręcznik i poszłam pod prysznic. Wbrew moim oczekiwaniom gorąca woda zmyła tylko bród z mojego ciała, ale pominęła nieczystości mojego sumienia. Przetarłam zaparowaną taflę lustra i ujrzałam swoją marną twarz. Kręcąc głową, spuściłam wzrok na swoje bose stopy i wróciłam do pokoju. Chyba tylko cudem udawało mi się powstrzymać rzekę łez, która tak bardzo pragnęła stworzyć nieregularne ścieżki na moich policzkach.
– Proszę, proszę. Blondwłosa piękność się odnalazła – usłyszałam przesiąknięty drwiną niski, męski głos. Zesztywniałam, ale wbrew sobie powoli odwróciłam się w stronę jego źródła. Pomiędzy pasmami mokrych włosów ujrzałam go. Stał oparty prawym ramieniem o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Biła od niego onieśmielająca pewność siebie i chęć uprzykrzenia wszystkim życia. Bałam się spojrzeć w jego przepiękne oczy, aby w nich nie utonąć. Wiedziałam, że gdybym to zrobiła, nie byłoby dla mnie żadnego ratunku. Jak to możliwe, że ktoś tak uroczy mógł mieć aż tak podły charakter? – Wszyscy ciebie szukają, a ty się tutaj pindrzysz nie wiadomo po co. Piękniejsza nie będziesz. – Zawstydzona spuściłam wzrok na swoje bose stopy. Nie mogłam odpowiedzieć, bo w gardle ciążyła mi ogromna gula winy, żalu i wstydu. Jednak ukradkiem widziałam, jak zmierzył moje ciało pełnym ironii wzrokiem. Przeszedł mnie dreszcz. Nie byłam pewna, ale to chyba nie wróżyło niczego dobrego. Zdenerwowana przegryzłam dolną wargę.
– Przepraszam – szepnęłam, nie patrząc na niego. Usłyszałam, jak wciągnął powietrze, a potem zachichotał. Zabolało. Chciałam, żeby potraktował mnie poważnie.
– Wyglądasz niezwykle uroczo z mokrymi włosami – stwierdził. Zmieniał temat rozmowy i nastrój tak szybko, jak szybko zmieniała się pogoda w górach. To było bardzo rozpraszające. Nie mogłam zebrać myśli. Frustrowało mnie to.
Usłyszałam jego powolne kroki i zobaczyłam jego buty nieopodal moich bosych stóp. Nadal stałam ze spuszczoną głową, nie mając odwagi spojrzeć mu w twarz. – I jesteś niesamowicie wysoka – westchnął jakby z zachwytem, którego nie umiałam zrozumieć. – Rzadko spotykam wysokie kobiety, które nie są siatkarkami albo koszykarkami. A bardzo je lubię. Bardzo – zaakcentował.
Nigdy nie spodziewałabym się po nim takich słów i tego, że chwilę później delikatnie dotknie mojego policzka. Wzdłuż kręgosłupa znowu przebiegł dziwny dreszcz i teraz wiedziałam na pewno, że dzieje się źle. Źle dla mnie. Ostatkiem sił powstrzymałam westchnienie.
– Przepraszam – powtórzyłam cicho.
– Za co? – warknął. Skuliłam się w sobie, bo nie tego się spodziewałam. Co prawda nie wiedziałam, czego miałam po nim oczekiwać, ale na pewno nie tego. Gwałtownym ruchem zabrał dłoń z mojego policzka i cofnął się, jakby brzydziła go moja osoba. Znowu zabolało.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Plan przeprosin, który wcześniej dokładnie ułożyłam sobie w głowie, nagle runął niczym domek z kart. 
– Za co?! – powtórzył głośno. Ton jego głosu wskazywał na to że był wkurwiony. Przerażona zrobiłam krok w tył i w końcu odważyłam się na niego spojrzeć, ale on stał plecami do mnie. – Nie możesz przepraszać za coś, czemu nie jesteś winna – oznajmił, starając się brzmieć spokojnie, ale czułam, ile musiał w to włożyć siły. Wzruszył ramionami i znowu oparł się o ścianę. Kierowana impulsem zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Jego ramiona uniosły się i opadły, a głowa podążyła ich śladem. Zatrzymałam się jakiś metr przed nim, oczekując. Nie umiałam przewidzieć, w jakim był nastroju. – Przecież to nie twoja wina, że gdy rodzice cię robili, coś nie wyszło i powstałaś ty – zaczął chichotać jak opętany, nie słysząc, że właśnie pękło mi serce.
– Mnie możesz mieszać z błotem, ale moich rodziców zostaw w spokoju – krzyknęłam, nie panując nad sobą. Nie wiem, skąd wzięło się we mnie tyle odwagi i siły, ale złapałam go za ramiona i pchnęłam na drzwi.
Nowakowski jakby w szoku osunął się na podłogę, ale wiedziałam, że nic poważnego mu się nie stało. Chłop jak dąb, a krzywdę mogłaby mu zrobić kobieta? Oczywiście, że nie. Sekundę mu zajęło ogarnięcie sytuacji, podniesienie się z kolan i ruszenie w moją stronę. Jego twarz nie przypominała ludzkiej. Wyglądał, jakby wstąpił w niego diabeł. Poczerwieniał ze złości, a oczami wyobraźni widziałam kłęby pary wydostającej się z jego nosa. Oboje dyszeliśmy ciężko, jakbyśmy właśnie przebiegli maraton. W końcu złapał mnie za szyję, podniósł tak wysoko, że nie dotykałam stopami do ziemi, ale twarzami byliśmy na jego poziomie i przygwoździł do ściany. Złapałam jego dłonie, próbując się uwolnić, ale na próżno. Jego uścisk był niemal ze stali, a ja coraz większym trudem łapałam cenne powietrze.
– Nikt. Nigdy. Nie. Podniósł. Na. Mnie. Ręki – dokładnie akcentował każde słowo i splunął mi w twarz, a ja resztkami sił próbowałam się uwolnić. – Ty możesz być pierwszą, ale i ostatnią – wymruczał wprost do mojego ucha. – Jednak przydasz mi się jeszcze żywa – stwierdził, nagle puszczając moje ciało. Osunęłam się po ścianie, gwałtownie łapiąc oddech. Zaczęłam się krztusić tlenem i własną śliną, jednak po kilku sekundach to ustało. Zmęczona oparłam czoło na przedramieniu i skuliłam się. – Wiesz, kazali mi zostać w hotelu na wypadek, gdybyś wróciła. Mamy szczęście. – Czułam, że uśmiechnął się uroczo, chociaż tego nie widziałam. Załkałam w duchu. – Wiem, że tobie już nic nie pomoże, ale weź ubierz się tak, abyś wyglądała jak człowiek i pójdziemy na spacer – powiedział z kpiną. – Jest przepiękna pogoda, grzechem jest siedzenie w hotelu. Ach, zapomniałbym, nie próbuj uciekać, okna nie otwierają się na oścież i mam klucz do pokoju. Przyjdę za pięć minut. – Cmoknął w powietrzu i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
W tamtej chwili pragnęłam tylko śmierci. Nie miałam siły się podnieść, ubrać, poszukać jakiejś ucieczki, czy pozbierać resztki mojego honoru, chociaż niewiele mi go zostało. Dlatego ostatnią rzeczą jaką chciałam w tamtej chwili zrobić to pójść na spacer, który ubzdurał sobie Nowakowski.
A może uda mi się uciec? Może okno i korytarz nie były jedynymi drogami ucieczki? Może uda mi się go przechytrzyć? Napełniona motywacją podniosłam się z podłogi i zaczęłam doprowadzać się do porządku. Założyłam białą bluzkę z krótkim rękawkiem z uśmiechniętą Smerfetką, która unosiła kciuk, a pod nią widniał napis: „Daję radę”, jasne rybaczki z podwiniętymi nogawkami, które trochę odsłaniały moje kolana, stopki i niebieskie trampki. Zaplotłam włosy w francuza, a warkocz przerzuciłam na prawe ramię. Kiedy kończyłam smarować twarz kremem z wysokim filtrem UV, do pokoju wparował Nowakowski, a znajdując mnie pochyloną nad lustrem w łazience, stwierdził:
– Nie maluj się, tobie to nic nie pomoże.
– Nie maluję się, tylko chronię się przed słońcem, chcę uratować mózg. Tobie też to radzę. Ach, przepraszam, już odrobinkę za późno. – Skoro on mnie obraża, to czemu ja mam stać i się temu przyglądać? Mama powtarzała, że najlepszą obroną jest atak, a potem wykorzystali to w reklamie Rutinoscorbinu.
– Lepiej rozpuść włosy – powiedział, kiedy wyszłam z łazienki i wkładałam telefon do kieszeni spodni. – Nie chcę, żeby ludzie widzieli mnie z takim  brzydalem.
– Bardzo dojrzała docinka – pochwaliłam go, kiwając z uznaniem głową. Zły Nowakowski zacisnął usta.
– Zostaw telefon. Nie będzie ci potrzebny.
– Ale...
– Zostaw – powtórzył twardo.
Z westchnieniem pełnym irytacji rzuciłam telefon na łóżko.
– Idź – polecił. – I nie próbuj uciekać. Z pewnością cię dogonię.
– Z pewnością – zadrwiłam, krzyżując ramiona na piersi.
Mężczyzna, nie. Mężczyzna, który uderzył kobietę, nie jest już mężczyzną. Osobnik o nazwisku Nowakowski, imię Piotr za bardzo lubiłam, aby używać go w stosunku do tego idioty, zamknął drzwi i skierował się w stronę schodów. Podążyłam za nim. Uśmiechając się uprzejmie, oddał nasze klucze recepcjonistce. Złapał mocno moją dłoń i pociągnął do wyjścia. Gdy byliśmy już na chodniku przed hotelem, wyrwałam swoją dłoń i delikatnie ją rozmasowałam.
– Co ty do cholery robisz? – spytałam zirytowana.
– O co ci chodzi? – syknął.
– O co mi chodzi?! O to mi chodzi, że zgodziłam się na ten idiotyczny spacer, a nie na miażdżenie mi dłoni! – fuknęłam, tupiąc dłonią. – Po za tym, po jaką cholerę wyciągasz mnie na spacer, skoro mnie tak nienawidzisz?
– Nie marudź tylko chodź. – Z niewzruszoną miną zignorował moje pytanie i wyciągnął dłoń z zamiarem złapania mnie za ramię, ale się cofnęłam. – Baby – mruknął, wywracając oczami. – Chodźże już, bo stracę cierpliwość.
Splunęłam mu z pogardą pod nogi i z założonymi pod piersiami rękoma oraz uniesioną wysoko głową, ruszyłam przed siebie. Usłyszałam, jak osobnik cicho zachichotał i pewnie jeszcze pokręcił z politowaniem głową, ale ruszył za mną. Nie łapał mnie za żadną kończynę, co mnie ogromnie ucieszyło. Od zadzierania nosa, rozbolał mnie kark, więc zwolniłam i pokręciłam kilka razy głową z charakterystycznym trzaskiem w kościach. Odetchnęłam z ulgą, pomogło.
– Skoro już mnie tu wyciągnąłeś, bo powiedz chociaż, gdzie idziemy – powiedziałam, po upływie kilku minut niezręcznej dla mnie ciszy.
– Tam, gdzie będzie fajnie – odpowiedział wymijająco.
– Fajnie? Niby dla kogo? – prychnęłam. – Nie gadaj, że idziemy do klubu ze striptizem!
– Kusząca propozycja, ale nie poszedłbym tam z tobą. – Zmierzył mnie wzrokiem z pogardą. – Po za tym, jest za wcześnie na kluby.
– To gdzie idziemy? – Nie dawałam za wygraną.
– Nie potrafisz przez pięć minut nic nie mówić? – zirytował się.
– Nie.
– Blondynka.
– Debil.
– Idiotka.
– Bezmózgi pawian.
I tak się przezywaliśmy, idąc w stronę plaży. Żadne nie ustępowało. Z czasem do wyzwisk dołączały frazy z łaciny podwórkowej, ale nikt nas nie rozumiał, bo rozmawialiśmy po polsku.
Dziś pogoda była wyjątkowo słoneczna, słońce mocno przygrzewało i nie było prawie wcale wiatru. Poczułam się źle, bo nie miałam ze sobą żadnego kapelusza czy czapki, a od małego byłam bardzo podatna na promienie słoneczne. W godzinkę potrafiłam spiec się na dorodnego buraczka. A poza tym często dostawałam silnych bóli głowy i gorączki. Każdy zawsze na mnie dmuchał i chuchał, gdy przyszło lato, ale teraz byłam sama i musiałam sama o siebie zadbać.
Skierowaliśmy się do małego baru i Nowakowski zamówił sobie drinka. Ja poprosiłam o sok jabłkowo–miętowy. On stawiał. Gdy nasze naczynia były puste, osobnik chciał iść na plażę, a ja nie mogłam wychodzić na słońce bez okrycia głowy. Przecież nie kupiłby mi żadnego kapelusza. Jednak zatrzymaliśmy się tylko na kolejnego drinka, dłużej się nie dało. Z westchnieniem pełnym bezradności udałam się za nim na tę jebaną plażę.
Jednak gdy powoli przechadzaliśmy się po rozgrzanym piasku, wpadł mi do głowy szczwany plan. No może nie taki szczwany, bo tylko kiedy zobaczyłam, że na sekundę Nowakowski odwrócił głowę, nie myśląc wiele, puściłam się pędem w przeciwną stronę. Nie oglądałam się za siebie, ale gorączkowo przekonywałam się w myślach, że dam radę mu uciec – przecież przez dziesięć lat trenowałam siatkówkę! Przebiegłam może kilometr, kiedy Nowakowski mnie dogonił, podciął nogi i wylądował na mnie, a ja zaryłam twarzą w piasku.
– Mówiłem, że mi nie uciekniesz – powiedział wesoło, a ja w odpowiedzi wyplułam piasek z ust na jego twarz. Już nie było mu tak do śmiechu. Z obrzydzeniem pozbył się piachu wymieszanego z moją śliną z twarzy, a ja usuwałam go z ust, oczu i nosa. – Teraz to przegięłaś pałę...
– A co? Taką miękką masz? – zadrwiłam. Widziałam jego walkę przed kolejnym policzkowaniem mnie, jednak powstrzymał się. 
Zdenerwowany wstał i pociągnął mnie za ramię w stronę deptaka. Też mi spacer. Nic się do siebie nie odzywaliśmy, a on się idiota jeden cieszył. Nic nie mówiłam, bo walczyłam z zawrotami głowy. Dotarliśmy do końca i usiedliśmy. Zdziwiło mnie, że nie zabezpieczyli w żaden sposób tego deptaka.  Przecież tu było bardzo głęboko, a gdyby ktoś wypadł, byłby problem.
Nowakowski zaczął coś do mnie mówić, ale nie dochodziły do mnie jego słowa. Powoli robiło mi się ciemno przed oczami i rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. I nie wiedziałam czy słońce tak mi przygrzało głowę, czy naprawdę zobaczyła Bartka biegnącego w nasza stronę. Nie mogłam się nad tym dłużej zastanawiać. Ciemność do końca spowiła mój wzrok, robiło mi się coraz bardziej słabo, więc poddałam się temu. 
Zsunęłam się bezwładnie do wody.



Kajdi: Witam Was z wirusówką, kichająca i smarkająca. Ledwo widzę na oczy, przez to kichanie. Apsik. Mam nadzieję, że najwytrwalsi docenią naszą prace i zostawią motywujący komentarz. Amen. 
Antosia: Uff, aż nie wiem od czego zacząć.Witam Was i ja. :) Po tygodniach ciszy pojawił się nowy rozdział i szablon. To ja zawiniłam, że dopiero teraz i jest mi z tego powodu bardzo przykro i wstyd, no ale wymówka z nauką jest już przeterminowana i pewnie nie chcecie jej już słyszeć, prawda? Tak jak Kajdi jestem spragniona Waszych komentarzy, Piszcie o rozdziale i czy szablon się podoba? Czy nie jest zbyt jaskrawy? 

7 komentarzy:

  1. juz myslalam ze nie będziecie kontynuowały tego bloga. bardzo się cieszę z nowego rozdziału i juz nie mogę doczeac się kolejnego:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lilian to idealna para dla Kubiego, zdecydowanie! :D. Pasują do siebie jak ulał, nie ma to tamto. I widać,że Kubiemu też na niej zależy. Przecież gdyby tak nie było to nie martwiłby się o nią.
    Mam jednak mieszane uczucia co co Pitera. Nie rozumiem jego zachowania, nigdy bym nie pomyślała, że może się tak zachowywać. I nie dziwię się reakcji Bartka, bo przecież Nowakowski skrzywdziłby Tosię. Prostak jeden, o! Mam jednak nadzieję, że zmieni swoje postępowanie z biegiem czasu.
    Co do szablonu to bardzo mi się podoba! Nie jest za jaskrawy, wręcz przeciwnie. Kolor idealnie pasuje, o!

    Pozdrawiam serdecznie! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Szablon jest cudowny. :)
    Boże, co ten Piotrek? Co to ma być, co on w ogóle tworzy? Aż brak mi słów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szablon podoba mi się, świetne kolory :)
    Lilian i Kubiak to idealna para, pasują do siebie :D
    Czytając opis zachowania Pitera byłam przerażona, wydawało mi się że wstąpił w niego demon, był nieludzki. Nie mogę pojąć jego zachowania. Jednak mam nadzieje, że się zmieni, może pod jakimś impulsem?

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny szablon. :)

    Rozdział mi się podoba, widać, że Lillian czuje coś do Kubiego. ;] I dobrze, kibicuję im. Dziewczyna ma przekichane z tą cukrzycą... x/
    Co do drugiej... "pary"... co ten Piter odpierdala? ;o Czy to jest TEN Piter? To urocze, gamoniowate Pitusiątko? ;o Matko z ojcem i siostro z bratem, nie rób z niego takiego skurwiela. :o Nie aż takiego, bo mnie boli, jak czytam, że jest taki wredny. Uwielbiam go, najbardziej z całej kadry i jestem zdumiona jego zachowaniem tutaj. Piotrek, ogarnij się, jak tak można?
    Mam nadzieję, że kiedy zobaczy, że coś się stało Tosi, to zacznie się zachowywać jak człowiek...

    Pozwolę sobie dodać tego bloga do obserwowanych. ;>
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że szablon się podoba. Bardzo się cieszę, że wróciłyście. Rozdział również jest świetny. Lilian i Kubi bardzo do siebie pasują. Natomiast Pioterk? Czy myślimy o tej samej osobie? O tym cichym, zamkniętym w sobie Piterze? Jak możecie go tak szmacić? Czekam na to, co się stanie dalej, na to co będzie z Tosią.
    Buziaki :*

    PS. Zapraszam do siebie na -> http://moje-zycie-jest-moje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. No nareszcie *.* Witam was nieco spóźniona. Cieszę się,że wróciłyście i piszcie juz ten nowy rozdział, bo nie mogę się doczekać. Bya!

    OdpowiedzUsuń