piątek, 22 sierpnia 2014

#Czwarty



    Lilian.

            Zdenerwowana wybiegłam z pokoju, strzeliłam drzwiami i tyle co mnie było słychać. Zjechałam windą na dół, zahaczyłam o parterową łazienkę, w której zrobiłam zastrzyk, aby przypadkiem nie zapomnieć później. Syknęłam z bólu, ale wybyłam z hotelu i udałam się w kierunku deptaka. Spacerowałam po drewnianych, zbitych deskach, na których leżał piach. Rozglądałam się dookoła, a w mój wzrok wpadały jedynie małe, zielone budki z pamiątkami i uśmiechniętymi mieszkańcami. W końcu zorientowałam się, że przecież tak naprawdę nie znam miasta, a mapy nie miałam pod ręką.

                -Damn! – krzyknęłam najgłośniej jak mogłam, a potem zignorowałam kilka spojrzeń. – Kompletnie nie wiem, gdzie jestem.
                Usiadłam na oszlifowanym do połowy palu, który robił za ławkę w tym kurorcie. Słońce prażyło niemiłosiernie, a morska bryza muskała nagie ramiona. Dobrze, że zdążyłam wziąć ze sobą gumkę i związałam ciemne włosy w luźnego koka. Przymknęłam na chwilę oczy i wsłuchiwałam się w szum morskich fal, odbijających się o skaliste wybrzeże.
                -Kuźwa, tu nawet zasięgu nie ma. – spojrzałam na telefon, na którego wyświetlaczu była pustka.  – Cholerna, ekskluzywna Seszela. – Wsadziłam telefon do kieszeni i oparłam się dłonią o konar. Byłam zdenerwowana na wszystko. Na Tośkę, bo zawsze musiała ze mnie się śmiać. Na tego zasranego Kubiaka, który zawsze wpada w tym momencie, kiedy nie trzeba. Chociaż widząc jak patrzył się na mój, dosyć pokaźny biust, potraktowałam to jak komplement, to miałam go dosyć. Wszystko tylko nie on. Jest zbyt pewny siebie i dosyć nadęty. Tupnęłam nogą, a gdy zerwał się silny wiatr, to w moja twarz wpadło jakieś ogłoszenie. Odlepiłam od twarzy i zauważyłam jakiś turniej. A w dupie to mam. Zagrzmiało. Może jednak czas wrócić do hotelu? Chyba tak, bo nad oceanem zbierają się ciemne chmury i zdecydowanie będzie lało.

             Wracając do hotelu parę razy próbowałam się z kimś porozumieć, którędy mam iść. Niestety nie potrafił nikt mówić po włosku, ani tym bardziej angielsku. Jedynie zrozumiałam coś od młodego chłopca, który widocznie się przykładał do nauki. Pokierował mnie wzdłuż ulicy, tak, że znalazłam się w pobliżu kurortu. Co z tego, jak byłam cała przemoczona, bo w połowie drogi błysnęło i trzasnęło, a potem już tylko poleciały wielkie krople ulewy.

            Dobiegłam do hotelu. Przemoczona wkroczyłam na piętro, aby następnie walnąć z całej siły w drzwi, które bynajmniej się nie otworzyły. Skończyło się to wielkim guzem na głowie. Cholera jasna. Gdzie ona się podziała? Gdzie jest Tośka?! Oparłam się o pokojowe drzwi i zauważyłam, jak po korytarzu znowu lata ten Kubiak. Ale teraz ma na sobie tylko ręcznik i cos podśpiewuje pod nosem, myjąc zęby. Czy on nie może być normalnym samcem? Jest totalnym kretynem.
-Co Ty tu tak siedzisz? – zapytał a część pasty wylądowała na posadzce.
-Może lepiej skończ myć zęby? – zaproponowałam. – Nie są święta, nie potrzebny sztuczny śnieg z twej mordy.
-Czyżby Twoja przyjaciółka zostawiła cię samą? – zaśmiał się. – Możesz zawsze wpaść do nas do pokoju. Aktualnie Zbycha nie ma. Poszedł grać w ping ponga czy jakieś inne gry.
-Mam wejść znów do twego pokoju? Ani mi się śni.
-Jak chcesz. – odwrócił się. – Siedź tu sobie sama.
-No dobra, czekaj! - Podniosłam się z ziemi. – Ale Kubiak, ja muszę sobie zastrzyk zrobić. A strzykawki są w pokoju.
-Masz insulinę? – zapytał świdrując mnie wzrokiem, a ja pokiwałam głową. – To strzykawki też się załatwi. Jestem mistrzem w tych sprawach.
-Strzykawek?
-Podkradania sprzętu naszemu koledze. Ona zawsze coś w apteczce ma.
Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać, ani czy rzeczywiście Michał Kubiak jest mądrym człowiekiem. Na tamtą chwilę chciałam po prostu mieć spokój. Weszłam za Kubiakiem do pokoju numer siedemdziesiąt dwa, który im przydzielono.  Mówiąc im, mam na myśli Kubiaka i Bartmana, który sobie w tej chwili hasa, gdzieś po hotelu. Bynajmniej nie na naszym piętrze.
-No właź szybko! – rzucił Michał otwierając drzwi i dalej plując pastą. – Zanim ktoś zobaczy. Bo wtedy plotki pójdą ogromne.
-Przecież jesteście facetami.
-To, co z tego? Myślisz, że tylko kobiety potrafią gadać godzinami o płci przeciwnej i szukać sensacji? No way!
Wszedł do łazienki, a ja usiadłam na jego łóżku.
-Jak chcesz to zdejmij sobie przemoczone rzeczy, masz jakąś koszulkę na siedzeniu. Czystą – dodał. – Miałem ją wziąć po kąpieli, ale wezmę inną.
Pochwyciłam niebieską koszulkę z polską flagą na piersi. Zdjęłam przemoczony top. Przecież nie miałam na sobie stanika, a już wystarczająco było widać stojące od zimna sutki. Pozbyłam się także przemoczonych spodenek. Na szczęście, koszulka była za długa, tak że zakrywała mi pupę, więc mogłam pozostać w samych koronkowych figach. Chwile potem Michał wyszedł w samym ręczniku, ale bez pasty i szczoteczki. Spoglądnął na mnie, powiedział jakieś polskie słowo pod nosem i otworzył szufladę. Wyciągnął coś przypominającego bokserki. Jednak nigdy z takim człowiekiem nie można mieć pewności. Sięgając do szuflady, tak kusząco się nachylił, że nie mogłam się powstrzymać i zasadziłam mu kopa, centralnie w pośladki.
-Ała! – wrzasnął. – Tak Cię to bawi?
Rzucił bokserki na podłogę, a następnie wkroczył na łóżko. Obalił mnie swoim cielskiem. A ja bezbronna próbowałam się z nim siłować. Ostatecznie leżałam pod nim. Koszulka podniosła mi się pod biust, a  jego ręcznik coraz niżej się zsuwał. W momencie, w którym już praktycznie nie miał go na biodrach, zasłoniłam oczy, pisnęłam, a do pokoju wszedł niczego nie świadomy Zbyszek.
-Upsss chyba przyszedłem nie w porę. – wysapał, ciągle mając wybałuszone oczy i otwartą żuchwę.
-To nie jest tak jak myślisz! – wrzasnęłam na swoje usprawiedliwienie, zakrywając majteczki. – Siłowaliśmy się.
-Teraz tak to się nazywa. – zachichotał. – Rozumiem. Michał przecież mówiłeś, że jej nie lubisz.
-No bo jej nie lubię! – Kubiak poprawił ręcznik. – Nikogo u niej w pokoju nie ma.
-Nie ma, bo przecież Tosia poszła z Kurkiem szukać Lilian. A ta nagle u Ciebie jest? – złapał się za głowę. – Jak chcieliście razem trochę poszaleć, to mogliście powiedzieć. Przecież bym wam udostępnił na dłużej pokoik.
-Zbyszek przestań!- Kubiak warknął.
-Dobra zostawiam Was. – Bartman wyszedł z pokoju, biorąc tylko ładowarkę do telefonu i mając na twarzy wielkiego banana.
-No i zacznie się. Nie będziemy mieć spokoju.
-Zabiję Cię kiedyś Kubiak! – warknęła jeszcze głośniej i pozbierałam rzeczy z podłogi. – Co on musiał pomyśleć?
-Najprawdopodobniej już za chwile się dowiesz. Powie wszystkim gaduła jedna. Zbyszek najszybszy do roznoszenia informacji. Krępujących informacji.
Słowo krępujących podkreślił dosyć wyraźnie. Zmarszczyłam brwi. A wtedy moje ciało odpowiedziało na brak insuliny.
-Michał, strzykawkę potrzebuje! Szybko!
-A fakt, poczekaj tutaj, zaraz przyniosę.
-Michał szybko, leci mi już krew – pochwyciłam jakąś chusteczkę i pognałam do  łazienki.
-Już pędzę.

Wybiegł z pokoju. Szybko powrócił, a w ręku miał strzykawkę. Zrobiłam sobie zastrzyk i odczekałam, aż wszystko się ustatkuje. Zdążył, w odpowiedniej chwili. Na szczęście. Opadłam na jego łóżko, czując lekkie otępienie. To wszystko działo się za szybko. Michał rozwiesił moje przemoczone rzeczy na suszarce w łazience, a sam położył się na łóżku Zbycha.
-Już Ci lepiej?
-Tak, zdecydowanie powoli wracam do życia. – skierowałam wzrok na okno.
-Zapomniałem, przecież widziałem się z Tośką po Twym wyjściu. Ale myślałem, że się znalazłyście.
-I teraz mi debilu o tym mówisz?! – krzyczę. – Ja jej szukam, a Ty nic nie mówisz. Jak pojebana się martwię.
-Ej spokojnie. Nic Ci nie jest. Tosia chciała iść sama. Ale Bartek z nią poszedł. Więc wszystko będzie dobrze. Poza tym, chciałem Cię przeprosić.
-Za co?
-Za to, że wpadłem i widziałem za dużo.
-Za co? A no tak. Nie myśl, że Ci wybaczę. Co to to nie!
-Czyli wracamy do normalności. – zaśmiał się i przełączył jakąś romantyczną komedię, na teledyski.
-Michał? Co to za ulotka? – zapytałam patrząc na jego stolik nocny.
-No takie coś dawali w hotelu. Jakiś turniej mikstów robią, na plaży w niedzielę.
-Fajne to musi być. – rzekłam nieświadomie. – Kiedyś grałam w drużynie szkolnej. Ale się rozchorowałam, więc musiałam jechać do szpitala. Potem już stwierdziłam, że nie warto grać. Jestem za stara.
-To co ja mam o sobie powiedzieć?
Zaśmiał się i pierwszy raz od chwili naszej znajomości, nie zdenerwował mnie tym śmiechem. Był on całkowicie naturalny i może wtedy coś się przełamało? Może rzeczywiście mieliśmy złe początki, a on wcale nie jest pewnym siebie, aroganckim facetem, który myśli, że jest bezkarny i wszechwiedzący?
-Michał?
-Pierwszy raz zwracasz się do mnie po imieniu.
-Może zacznijmy jakoś ze sobą współpracować? – uniosłam się na przedramionach. – Mam już dosyć ciągłych kłótni i awantur. Może nie jesteś aż takim nadętym dupkiem, na jakiego wyglądasz.
-Dzięki, to cos pięknego słyszeć takie słowa z twych ust.
-Przestań ironizować. Mówię poważnie, nie chcę mieć wrogów. – wyciągnęłam do niego rękę. – Zgoda?
Popatrzył na mnie chwile, jakby z nie pewną miną Ale po chwili kąciki jego ust uniosły się do góry i uścisną moją dłoń.
-Zgoda.


Tośka.


Poprawiłam kapelusz na głowie i zeszłam schodami w dół na chodnik. Rozejrzałam się po najbliższej okolicy, szukając wściekle pomarańczowego topu Lillian, jednocześnie trzymając się za bolące ramię. W tym sezonie chyba była moda na oczojebne kolory ubrań, bo dziewczyn, które miały na sobie bluzki koloru Lillian, było – jak szybko policzyłam – ponad piętnaście. Westchnęłam zbolała i zaczęłam zaczepiać każdą dziewczynę, która miała ciemne, długie włosy, pomarańczową bluzkę i była niewiele ode mnie niższa. Jednak za każdym razem musiałam przepraszać po francusku albo po angielsku, – szeszelskiego nie potrafiłam – bo żadna z nich nie była moją przyjaciółką.
Warknęłam zdenerwowana, kopnęłam piasek i jeszcze raz rozejrzałam się po plaży. Może poszła na molo? Pobiegłam tam i sprawdziłam, ale jej nie było. Spojrzałam na niebo, na które zaczęły przypływać ciemne, ciężkie, deszczowe chmury. Przełknęłam ślinę. Bardzo się o nią martwiłam. Przecież Lili musiała w ciągu najbliższych minut przyjąć insulinę, bo inaczej umrze. Miałam tylko nadzieję, że nie poszła do lasu.
Nie wiedziałam, gdzie mogłaby jeszcze pójść. Najlepiej będzie, jak wrócę pod hotel i na chwilę wcielę się w Lili. Pomyślę jak ona i może to pomoże. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Czym prędzej pobiegłam do hotelu, w którym byłyśmy zakwaterowane, szturchając po drodze mijanych ludzi. Nie przejmowałam się tym jednak i nie przepraszałam, biegłam prosto przed siebie. Zziajana stanęłam przed schodami i oparłam dłonie na kolanach, aby choć na trochę uspokoić skołatane serce i niespokojny oddech. Wyprostowałam się i wyobraziłam sobie Lili, która szybko wybiega z hotelu. W którą stronę mogłaby się udać?
– Tosia? Co ty tutaj robisz? – Usłyszałam za sobą głos Bartka. Odwróciłam się i faktycznie stał w drzwiach. Gdy zobaczył moją twarz, natychmiast zbiegł na dół.
– Szukam Lili. Wybiegła tak nagle z pokoju i nie wiem, gdzie teraz jest, a... A musi niedługo przyjąć insulinę – powiedziałam cicho. – Nie widziałeś jej może? – zapytałam z nadzieją, zadzierając głowę, aby spojrzeć w jego oczy.
– Nie, ale pomogę ci jej szukać.
– Na prawdę, mógłbyś?
– Pewnie. – Uśmiechnął się do mnie ciepło. – W co była ubrana, jak wychodziła z hotelu?
– Miała taką pomarańczową bluzkę, ale taką intensywnie pomarańczową no i takie zwykłe, krótkie spodenki. Nie zabrała żadnej torebki, miała telefon, ale tu nie ma zasięgu, już sprawdziłam. – Bartek pokiwał głową. – Na wszelki wypadek wzięłam z jej kosmetyczki igłę i insulinę. – Wskazałam na swoją kieszeń starych, wytartych dżinsów, które obcięłam do kolan. – I byłam już na plaży, ale jej tam nie było.
– To może poszła w tamtą stronę? – Ręką wskazał w drugą stronę, która prowadziła na miasto. Wzruszyłam bezradnie ramionami, ale po chwili pokiwałam głową i ruszyłam tam, gdzie wskazał Bartek.
Błądziliśmy po mieście i szukaliśmy Lili dobre kilka godzin. Słońce zaszło, zaczął padać deszcz i grzmiało. Kurek chciał, abyśmy poszli do hotelu, ale ja powiedziałam mu, że jak chce, to niech wraca. Dopóki nie znajdę przyjaciółki, nie wrócę do hotelu. Nazwał mnie wtedy upartą, ale został ze mną. Byliśmy cali przemoczeni, a ja dodatkowo przerażona, bo była już czwarta nad ranem i panowała burza, a jeszcze nie znaleźliśmy Lillian.
– Tośka, zróbmy sobie chwilę przerwy – powiedział w pewnym momencie Bartek. Spojrzałam na niego i chyba zrozumiałam o co mu chodziło, ale nie dałam po sobie tego poznać.
– Ale po co? Nie znaleźliśmy Lili...
– Po drodze wypiłem trzy butelki wody, muszę siku – jęknął, zaciskając nogi.
– No dobra, idź gdzieś, ale streszczaj się. – Wywróciłam oczami i machnęłam dłonią.
A mówiłam – nie pij tyle, to nie – suszy mnie. To teraz niech szuka sobie teraz jakiegoś kibla.
Oparłam się o jakieś duże drzewo i po raz setny rozejrzałam się po okolicy, szukając Lili. Zamiast niej dostrzegłam kilka klubów nocnych i bawiących się pijanych, młodych ludzi. Dopiero teraz moje uszy zarejestrowały głośną, dudniącą, klubową muzykę. Nawet mi przypadła do gustu, bo zaraz zaczęłam podrygiwać w jej rytm.
– O! A a an Tośka! – usłyszałam za sobą pijacki bełkot po polsku i odwróciłam się. Zobaczyłam tego goryla blondaska, który przyjechał z Kurkiem. – Pszy chip! pszyczłaś się pobawić? – zapytał, ledwo stojąc na nogach.
– Nie twój jebany interes – warknęłam i odwróciłam się do niego plecami, ucinając naszą pogawędkę.
– Skoro chip! jusz wspo wspomniałaś o interesach chip! to mój jest całkiem niczego sobie...
– Co?! – pisnęłam. – O co ci chodzi, idioto?
On uśmiechnął się tak po pijacku, mrużąc oczy i zrobił krok w moją stronę, ale potknął się o własne nogi i wylądował na mnie, przygwożdżając do zimnego chodnika.
– Złaź ze mnie zboczeńcu! – krzyknęłam, próbując uwolnić się przed jego dłońmi, które zaczęły niebezpiecznie wędrować po moim ciele, ale nawet pod wpływem alkoholu był niesamowicie silny.
– Oj Tosa, wiem, sze tego chceszsz. Pragniesz mnie, od kiedy tylko mnie ujszałaś – mruczał w moją twarz, a mi zrobiło się niedobrze od zapachu jego ust.
– W dupie ci się poprzewracało popierdoleńcu. Złaź ze mnie! Natychmiast. – Czułam, jakbym siłowała się ze ścianą. W dodatku jego zimne, obleśne dłonie znalazły się pod moją bluzką i dotykały wrażliwej skóry na brzuchu, a potem dotarły do piersi. – Spierdalaj! – krzyczałam, licząc na to, że ktoś mnie usłyszy. W końcu jeszcze jakiś czas temu łaziło tu całkiem sporo ludzi, no to co że pijanych? A nóż któryś był trzeźwy i mógłby mi pomóc?
Jego jedna dłoń dostała się pod materiał stanika i zaczęła boleśnie ranić moją pierś, a druga zawędrowała w kierunku krocza. Chciałam go kopnąć, ale nagle mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Tak bardzo byłam przerażona, że nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa.
– Wizisz? Chip! Jak chcesz to potrawwisz – wybełkotał w moje włosy. Bez problemu wsunął dłoń pod moje spodnie i je rozpiął. W myślach modliłam się o pomoc.
Nagle poczułam coś mokrego na szyi, wzdrygnęłam się, domyślając się, że to jego ślina. I wtedy niespodziewanie poczułam się taka lekka. Znaczy, tak nagle zniknął ciężar goryla, który mnie przygniatał. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Bartka, który trzymał blondaska za fraki i coś do niego krzyczał. W końcu uderzył go w twarz, aż ten się zatoczył i upadł. Wziął kilka uspokajających oddechów i podbiegł do mnie. Delikatnie zapiął spodnie, obciągnął bluzkę i otarł moją brudną twarz z łez. Nawet nie zauważyłam, kiedy się rozpłakałam. Bartek wziął mnie ostrożnie na ręce i przytulił do siebie. Wtuliłam się w niego i zrozumiałam, że lepszego przyjaciela w postaci chłopaka wymarzyć sobie nie mogłam. Lili to Lili – siostra. Ale Bartek też był wyjątkowy i zasługiwał na moją przyjaźń, mimo że znaliśmy się zaledwie kilkanaście godzin.
– Masz tu zasięg? – zapytałam, kiedy już się uspokoiłam i usłyszałam jego dzwoniący telefon. Spojrzał na mnie, a jego twarz znajdowała się tak blisko mojej, że dokładnie widziałam każdy szczegół jego twarzy.
– Mam w Plusie. Poczekaj, może to coś ważnego – powiedział i delikatnie odstawił mnie na ziemię. Lekko się zachwiałam, bo nogi mi zdrętwiały.
– Halo? – Chciałam do niego podejść i przyłożyć ucho do jego telefonu, aby usłyszeć rozmowę, bo czułam, że dotyczyła Lillian, ale nie chciałam być nachalna. – Jezus Maria! Kiedy? Kubiak, to czemu dopiero teraz do mnie dzwonisz? A my tu chodzimy po całym mieście jak... No dobra, dzięki. Nara. – Zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni. – Lili jest w hotelu. Od jakiś siedmiu godzin.
– Na prawdę? – Autentycznie się ucieszyłam. – No to co jeszcze tutaj stoimy? Chodźmy!
– Bolą mnie nogi – poskarżył się i usiadł na krawężniku.
– Ale z ciebie sportowiec – westchnęłam, wywracając oczami. – To ja pójdę, a ty dojdziesz, jak odpoczniesz, dobrze? – zapytałam, on pokiwał głową na tak.
– A i Bartek?
– Tak?
– Możesz nikomu nie mówić o... tym... no wiesz. – Przegryzłam niepewnie dolną wargę, patrząc na niego przez ramię.
– Skoro tak wolisz, to dobrze – uśmiechnął się do mnie po raz ostatni, a ja pobiegłam jakąś boczną uliczką do hotelu. Wzięłam klucz z recepcji i niczym błyskawica pokonałam schody prowadzące na nasze piętro. Bartek mówił coś, że Kubiak? Czyli to on dzwonił? Jeśli tak, to domyślałam się, że Lili była u niego w pokoju. Zapukałam cicho do drzwi z numerem siedemdziesiąt dwa, ale nikt nie otwierał, więc nacisnęłam delikatnie klamkę, która zaskakująco łatwo poddała się mojej dłoni i po sekundzie byłam już w pokoju chłopaków. Nieśmiałym krokiem weszłam dalej i ujrzałam śpiącą Lilę w niebieskiej koszulce na jednym z łóżek. Na drugim spał Michał. Odetchnęłam z ulgą i podeszłam trochę bliżej niej.
Jednak Kubiak chyba miał płytki sen i zaraz się obudził. Przyłożyłam palec wskazujący do ust, aby był cicho i nie obudził Lillian, która była wyczerpana i potrzebowała odpoczynku.
– Tośka? Co ci się stało? Czemu jesteś cała mokra i brudna?
Spojrzałam na siebie i Michał miał rację.
– Zaczął padać deszcz, a ja nie chciałam wracać do hotelu bez niej. – Kiwnęłam głową w stronę śpiącej dziewczyny. – Ale dobrze, że jest już tutaj. Cała i zdrowa. Przyjęła insulinę? – zapytałam.
– Tak. – Pokiwał głową i usiadł na łóżku.
– Wzięłam to ze sobą na wszelki wypadek. – Wyjęłam z kieszeni igłę i insulinę i położyłam na małym stoliku, obok jego posłania. – Pogodziliście się? – szepnęłam z uśmiechem.
– Tak – odpowiedział ponownie, uśmiechając się szeroko. – Nawet skombinowałem bez, tak jak mówiłaś, ale nie miałem okazji jej go dać.
– Cieszę się. Przypilnujesz jej rano, aby wzięła zastrzyk i zjadła śniadanie?
– Jasne, a ciebie nie będzie?
– Mam jedną sprawę do załatwienia na mieście – skłamałam. – I nie będzie mnie na śniadaniu, powiesz jej, że tu byłam? – Pokiwał głową. – Dziękuję. Połóż się jeszcze spać. Młoda godzina. – Pościłam mu oczko i wyszłam z pokoju.
Oparłam się o ścianę i wypuściłam powietrze z płuc. Coraz trudniej było mi udawać, że wszystko było w porządku. Coraz trudniej było mi hamować łzy. Coraz trudniej było mi powstrzymywać się przed uderzeniem głową w ścianę z obrzydzenia do samej siebie. Na drżących nogach dotarłam do naszej sześćdziesiątki dziewiątki. Dopiero teraz zorientowałam się, że chyba zapomniałam zamknąć za sobą drzwi, bo tak samo jak u Michała klamka zaraz ustąpiła. Pociągnęłam nosem i zorientowałam się, że łzy mimo mojej woli popłynęły po policzkach. Nie wytarłam ich, bo przecież i tak byłam sama w pokoju.
Tylko właśnie tak nie do końca, bo gdy weszłam głębiej, zobaczyłam śpiącego przyjaciela Michała na moim łóżku. Normalnie wyszłabym z siebie i go wywaliła przez okno, ale teraz było mi wszystko jedno. Z komody wyjęłam luźne spodenki i zmieniłam je. Wtedy Zbyszek zaczął się wiercić i po chwili obudził.
– Tosia? – zapytał zaskoczony i zaspany. Wzruszyłam tylko ramionami, bo cóż innego mogłam zrobić? – Ojej, przepraszam, że spałem u was, ale Lili i Michał potrzebowali pokoju, no wiesz. – Poruszył charakterystycznie brwiami. Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem, który go zaniepokoił. – Wszystko okey? Ja już sobie pójdę. Przepraszam, że spałem u was. Tośka...
– Nie, to ja przepraszam, że cię obudziłam – chlipnęłam, czując, że tracę nad sobą kontrolę. – Idź jeszcze spać. Miłych snów – pisnęłam i wybiegłam z pokoju.





Kajdi: Moi Kochani, chcieliście długi rozdział, mam nadzieję, że sprostałyśmy waszym wymaganiom. Mi osobiście pisało się bardzo przyjemnie, co zasadniczo mnie dziwi. Chciałam dodać, że dziękuję Jagodzie, że ze mną wytrzymuje i mam nadzieję, że jednak publikacje będą częściej dodawane :)
Jagoda: Cześć i czołem! Właśnie, troszkę długo wyszło. Mi też jakoś tak szybko się pisało, wyjątkowo zajęło mi to tylko jeden dzień. :-)  Spełniam swoje głupie małe marzenie, co myślicie o zachowaniu Pitera? :-D ja ze swojej strony proszę o komentarze, bo smutno nam.

9 komentarzy:

  1. Uwielbiam Lili, że zasadziła Kubiakowi kopa xD położył mnie ten tekst :D
    co do zachowania Piotrka - pozostawię bez komentarza..
    a Zibi tylko o jednym, zboczeniec zboczony xD

    OdpowiedzUsuń
  2. OOo pierwszy raz czytam ze Piter tak się zachowuje;/ jestem ciekawa jak w takiej sytuacji zachowa się toska i czy Piter będzie próbował się w jakiś sposób wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny wyszedł! bardzo mi się podoba :)
    mam nadzieję że następny będzie niedługo bo to opowiadanie jest genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Lil i Kubiak doszli do porozumienia. Może z tej ich przyjaźni wyjdzie coś więcej :)
    Tośka miała pecha spotykając na swoje drodze pijanego Piotra. Ale dobrze, że po chwili zjawil się Bartosz, który jej pomógł. Nie mnie jednak ona o tym nie zapomni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny. :) ale zachowanie Piotrka nie dokonca... Dobrze, ze w pobliżu był Bartek. Szkoda mi Toski. :/ Pozdrawiam! ;* P. S Zapraszam do mnie. :) I pisze o informowanie mnie o nowym rozdziale. ;)
    http://prawdziwysen.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Lilian i Kubiak to zdecydowanie moi ulubieńcy, nie ma co, ha. ;D. No ale zachowanie Pitera przeszło wszystko. Dobrze, że w porę pojawił się Bartek, całe szczęście.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! ;)

    Pozdrawiam serdecznie! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję Cię do Liebster Award http://powiem-tylko-jedno-kocham-cie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam was z całego serca za to, że zjawiam się tu dopiero dziś, a nie od razu po publikacji, czy kilka dni później.
    Cała ta sytuacja, w której znalazła się Lil wyszła w końcowym rozrachunku bardzo dobrze. Pogodziła się z Michałem, wyjaśnili sobie wszystko, dzięki czemu ich znajomość się oczyściła i mają szansę na rozwinięcie jej w dowolną stronę :)
    Piotrka całkowicie w takiej wersji nie potrafię sobie wyobrazić. To nie był spokojny chłopak. Mimo że to fikcja, to tak jakoś będzie mi się dziwnie na niego patrzyło :/
    Tośka i Bartek, Bartek i Tośka... Sama nie wiem, co można o nich myśleć. Nie wiem, czy ukrywanie tego, co się wydarzyło, będzie dobrym wyjściem z sytuacji, gdyż boję się, że któreś (czyt. Bartek) niechcący się wygada i może być niższa ciekawie. :/ Nie wiem również tego, jak poradzi sobie Tosia, jaki wpływ na jej zachowanie będzie miał ten czyn i jaką rolę odegra Bartek.
    Całuje :-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Pisać mi tu nowy rozdział i to już! :D Tak wgl piszcie dalej,proooooooszę xd

    OdpowiedzUsuń